"Mój mąż nieustannie chwali naszą synową za to, jak dobrze zajmuje się domem, i sugeruje, że ja też mogłabym się bardziej starać w tym kierunku. Problem w tym, że ja nie czuję potrzeby, aby cały mój dzień kręcił się wokół sprzątania, gotowania i dbania o każdy najmniejszy szczegół, a on zdaje się tego nie rozumieć".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Synowa bardzo dba o dom
Moja synowa rzeczywiście jest osobą, która bardzo dba o dom. Utrzymuje porządek, gotuje obiady jak z restauracji, ma wszystko zorganizowane na tip-top. Często mówi o tym, jak ważne jest dla niej, aby jej dom był miejscem przytulnym i zorganizowanym. Ja to w pełni szanuję. Każdy ma swoje podejście do życia i prowadzenia domu. Jeśli to daje jej satysfakcję – wspaniale. Jednak to nie jest moje podejście. Nigdy nie byłam osobą, która stawia na perfekcyjny porządek. Lubię, kiedy jest schludnie, ale bez przesady – dom to nie muzeum. Uważam, że lepiej poświęcić czas na odpoczynek, spotkania z przyjaciółmi, czy realizowanie swoich pasji niż spędzać godziny na gotowaniu skomplikowanych dań i polerowaniu mebli.
Niestety, mój mąż zdaje się tego kompletnie nie rozumieć. Za każdym razem, kiedy odwiedzamy naszą synową i syna, nie może przestać jej chwalić:
Zobacz, jak ona pięknie prowadzi dom.
U niej zawsze jest tak czysto, a obiad na stole punktualnie co do minuty.
A potem, jak tylko wracamy do domu, słyszę komentarze w stylu:
Ty też mogłabyś się trochę bardziej postarać.
Najbardziej irytujące jest to, że mój mąż sam niewiele wnosi do domowych obowiązków, a mimo to uważa, że to ja powinnam przejąć stery i dążyć do ideału, jakim w jego oczach jest nasza synowa. Nie rozumiem, dlaczego mamy porównywać nasze życie do ich. Oni są młodym małżeństwem, mają inne priorytety i inne podejście do codzienności. To, że synowa lubi prowadzić dom w sposób niemal perfekcyjny, nie znaczy, że ja muszę robić to samo. Co więcej, mam wrażenie, że w oczach mojego męża, synowa staje się jakimś wzorem „idealnej kobiety”, co tylko pogłębia moją frustrację.
Ja wolę żyć na luzie
Prawda jest taka, że ja wolę żyć na luzie. Nie chcę czuć presji, że muszę codziennie przygotowywać trzydaniowe obiady, czy spędzać godziny na sprzątaniu każdego zakamarka domu. Mam inne priorytety. Wolę spędzać czas z bliskimi, odpoczywać po pracy, czytać książki, oglądać filmy, a nie stresować się, czy podłoga jest wystarczająco czysta. Dom jest miejscem, gdzie powinniśmy czuć się swobodnie, a nie żyć pod presją doskonałości. Może mój mąż nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo te jego komentarze mnie ranią, ale zaczynam mieć dość ciągłego porównywania mnie do synowej. Niech zacznie doceniać to co ja robię, albo niech sam się weźmie do roboty.
Kinga