"Kaśka na wakacjach kleiła się do przystojnych Włochów. W domu była chłodna i wyrachowana"

"Kaśka na wakacjach kleiła się do przystojnych Włochów. W domu była chłodna i wyrachowana"

"Kaśka na wakacjach kleiła się do przystojnych Włochów. W domu była chłodna i wyrachowana"

Canva.com

"Gdy wracaliśmy z urlopu z Sardynii, w ogóle nie miałem ochoty rozmawiać z moją żoną. Kaśka w te wakacje przeszła samą siebie i stała się mistrzynią flirtu z Włochami. Na każdym kroku zwracała na siebie uwagę i w ogóle nie przejmowała się tym, że jestem obok. Szkoda tylko, że jak jesteśmy w domu, to ciągle jest oschła i potrafi być bardzo wredna". 

Reklama

Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Trudny powrót do domu

Wracaliśmy z Sardynii, a ja siedziałem za kierownicą. Głowa pełna była myśli, które krążyły wokół ostatnich dwóch tygodni. Niby wakacje miały być odpoczynkiem, chwilą oddechu, ale to, co się tam działo, przypominało bardziej farsę niż relaks.

Gdziekolwiek się nie ruszyliśmy, ona zgrabnie owinęła sobie wokół palca każdego Włocha, który pojawił się w promieniu pięciu metrów. Uśmiechy, dwuznaczne spojrzenia, dotyk ramienia – pełen pakiet.

Każda rozmowa, każdy gest miały w sobie coś więcej – coś, co mnie coraz bardziej irytowało. Jakby zapomniała, że jestem obok, jakby jej obecność i energia były przeznaczone wyłącznie dla tych przypadkowych mężczyzn, a ja byłem tylko niepotrzebnym dodatkiem do krajobrazu.

W domu, Kaśka to zupełnie inna osoba. Oschła, wyrachowana, chłodna. Jakby każda czułość i uczucie, które okazywała tamtym Włochom, nie miały miejsca dla mnie. Jakby flirtowanie z obcymi było jej żywiołem, a bycie z własnym mężem – obowiązkiem, który chciała wypełnić jak najszybciej i bez emocji.

smutny mężczyzna z trwałą canva.com

Coś we mnie pękło

Droga przed nami ciągnęła się w nieskończoność. Z jednej strony czułem, że powinienem z nią porozmawiać, wyłożyć wszystko na stół, jak to się mówi. Powiedzieć, co mnie boli, co mnie drażni, co czuję, kiedy widzę ją uśmiechniętą do innych, a dla mnie ma tylko zimne spojrzenie i suchą rozmowę o rachunkach czy zakupach. Ale z drugiej strony, bałem się. Bałem się, że ta rozmowa nie przyniesie niczego dobrego. Że w odpowiedzi usłyszę, że przesadzam, że to wszystko sobie wymyśliłem, że to ja mam problem, a nie ona.

Zerknąłem na nią, siedzącą obok, zapatrzoną w telefon. Przeglądała coś, całkowicie pochłonięta swoim światem. Nawet nie zauważyła, że patrzę. I wtedy dotarło do mnie, że ten brak uwagi, który tak mnie bolał na wakacjach, nie jest czymś nowym. To nie była kwestia tych Włochów, ani słońca, ani morza. To coś, co działo się już od dłuższego czasu.

Przypomniałem sobie, jak to było kiedyś. Gdy mogliśmy spędzać godziny na rozmowach, kiedy jej śmiech rozbrzmiewał w całym mieszkaniu, a ja czułem się, jakbym był najważniejszą osobą w jej życiu. Teraz każdy dzień był jak obowiązek, który trzeba wypełnić – odhaczyć, jak kolejną pozycję na liście zadań. Może właśnie dlatego tak bardzo bolało mnie to, co widziałem na Sardynii – bo to pokazało, że potrafi być inna. Że nadal ma w sobie tę radość, ten ogień, ale nie dla mnie.

Emil

Katarzyna Cichopek na greckich wakacjach z dziećmi. Syn już ją przerósł
Źródło: instagram.com/katarzynacichopek/
Reklama
Reklama