"Stęskniłam się za mężem, więc pomyślałam, że polecę do Londynu i spędzę z nim miły weekend. Mój mąż pracuje w agencji nieruchomości i dość często jeździ na delegację na cały miesiąc. Kupiłam bilety, spakowałam potrzebne rzeczy i kilka godzin później wysiadłam z samolotu. Pojechałam taksówką pod adres, w którym mieszkał z kolegą. Na miejscu okazało się, że od dawna go tutaj nie było".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mąż ciągle w delegacji
Od jakiegoś czasu coraz bardziej brakowało mi bliskości z moim mężem. Wiedziałam, że jego praca w agencji nieruchomości wymagała częstych wyjazdów służbowych, a ja starałam się to rozumieć. Jakkolwiek rozumieć.
Stęskniłam się, potrzebowałam choćby kilku chwil razem. Myślałam, że niespodzianka w postaci wspólnego weekendu będzie idealnym rozwiązaniem.
Wstukałam kilka klawiszy, przejrzałam oferty lotów i bez wahania kupiłam bilet. Pakowanie było szybkie i rutynowe, biorąc pod uwagę, ile razy już to robiłam – kilka ubrań, kosmetyki i książka na drogę. Kilka godzin później siedziałam w samolocie, podekscytowana tym, jak miło spędzimy razem czas. Miałam w głowie wizję spokojnych spacerów po mieście, kolacji przy świecach i tej bliskości, której brakowało mi najbardziej. Po wylądowaniu złapałam taksówkę prosto pod adres, gdzie zawsze mieszkał podczas swoich wyjazdów. Dom dobrze znałam, bo odwiedzałam go tam kilka razy wcześniej.
Niemiła niespodzianka
Ten sam budynek, ten sam kod do drzwi. Ale gdy weszłam do środka, coś było inaczej. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Poczekałam chwilę, a potem spróbowałam zadzwonić. Żadnego sygnału, tylko głucha cisza. Wtedy zapytałam sąsiadów, czy go widzieli. Zdziwili się, bo od dawna go tam nie było.
Usłyszałam po jakimś czasie od jego znajomego, że wcale nie jest w Londynie. Pojechał na Malediwy. Z młodszą koleżanką z pracy. Nie wierzyłam.
Po kilku godzinach niepewności i rozpaczy w końcu udało mi się do niego dodzwonić. W tle usłyszałam jednak coś, czego nie spodziewałam się w najmniejszym stopniu – śmiech, cichy szczebiot młodego głosu, który od razu rozpoznałam.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on odezwał się pierwszy. Mąż, mój mąż, powiedział mi wszystko.
Nie próbował się tłumaczyć, nie udawał. Wyznał, że jest na Malediwach z kochanką.
Po tej rozmowie wróciłam do Polski. Załamana, zdezorientowana i pozbawiona nadziei. Nie miałam siły myśleć, co dalej. Wszystkie moje marzenia o przyszłości nagle zniknęły. Wiedziałam jednak jedno – to koniec. Nie było sensu trwać w czymś, co już dawno przestało istnieć.
Gdy tylko dotarłam do domu, usiadłam przy biurku i zaczęłam szukać adwokata. Rozwód był jedynym wyjściem. W jednej chwili, przez jeden wyjazd, moje życie zmieniło się nieodwracalnie.
Hanka