"Ostatnio telefon synowej leżał na stole przede mną i przypadkiem zobaczyłam, że wyświetlił się na nim raport tygodniowy. Otworzyłam z niedowierzaniem oczy, gdy odczytałam, że Kasia spędza przy tym ustrojstwie około 4,5 godziny dziennie. Przez tyle czasu chałupę bym na błysk wysprzątała, obiad ugotowała i z dziećmi zdążyła się pobawić".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Synowa nie radzi sobie z wychowaniem
Ja wam, droga redakcjo, napiszę tak. Nie mogę dojść do zgody ze swoją synową. Z jednej strony Kasia jest sympatyczną, zdawałoby się, poukładaną dziewczyną, ale z drugiej strony widzę, że dbanie o dom i wychowanie Marcelka odbiega od oczekiwań.
Wnusio ma dopiero 2 lata, a już wchodzi rodzicom na głowę. Zachowuje się, jakby mu było wszystko wolno, albo na wszelkie sposoby chce się znaleźć w centrum uwagi. Chodzi spać o 23, rano wstaje w złym humorze, nie chce współpracować, grymasi. Na placu zabaw nieraz kończy się to sceną. Ja im pomagam, jak mogę, ale wszystkiego nie potrafię wytłumaczyć ani naprostować, zwłaszcza że mam swoje życie, mieszkam osobno.
Długo się zastanawiałam, skąd to się bierze i czemu Kasia nie umie sobie poradzić z jednym dzieckiem, chociaż jeszcze nie wróciła do pracy. Takie lekkie czasy nastały, tyle wsparcia i udogodnień zewsząd, a tu problem.
Canva
Ja sobie radziłam, choć było trudno
Ja miałam trójkę dzieci, między najmłodszym synem a córką było półtora roku różnicy, a trzeci syn urodził się rok po córce. Do tego miałam działkę o wielkości 30 arów, którą też trzeba było się zająć, jeśli człowiek chciał mieć własne warzywa. Co roku obsadzałam ją gęsto, potem trzeba było zrobić przetwory na zimę. To dużo roboty.
Mąż jeździł do pracy, a ja z dziećmi była sama. Co było poradzić - taki stan rzeczy, że większość tych domowych i ogródkowych prac spadała na mnie. A zawsze było wysprzątane, oprane, wyprasowane, choć pralki nie takie, jak dziś. Musiałam nastawiać gar z wodą i gotować, a resztę rzeczy do Frani.
Siedzenia przed telewizorem też nie było. Na początku w ogóle nie mieliśmy odbiornika, a jak już się dorobiliśmy, to się go włączało tylko na dziennik. Telefonów w całej miejscowości nie było, tylko w przychodni i w szkole.
Ale jak mąż z pracy wrócił, to zawsze miał co zjeść i nikt mu nie kazał zmywać garów. Talerz po sobie mył i jak nic nie trzeba było zrobić w obejściu, to mieliśmy czas wspólny dla rodziny.
canva.com
Synowa ma lżej, a traci czas na przeglądanie telefonu
A teraz patrzę na synową i co chwilę widzę ją z telefonem w ręku, podczas gdy Marcelek się nudzi sam albo siedzi i ogląda bajeczki ciągiem. Telewizor z bajkami też gra po 3 godziny dziennie. Jasne, że jeśli non stop gapi się w komórkę, to nie będzie miała czasu zająć się życiem.
Nie myślałam, że to przyzwyczajenie do sprawdzania co chwilę telefonu tak się u niej rozwinęło. Ale ostatnio telefon leżał na stole przede mną i przypadkiem zobaczyłam, że wyświetlił się na nim raport tygodniowy. Otworzyłam z niedowierzaniem oczy, gdy odczytałam, że Kasia spędza przy tym ustrojstwie około 4,5 godziny dziennie. Ponad 4 pełne godziny! Po odjęciu tego czasu jej doba trwa 19,5 godziny zamiast 24.
Przez tyle czasu chałupę bym na błysk wysprzątała, obiad ugotowała i z dziećmi się zdążyła pobawić. Zapytałam Kaśkę wprost, co ona tak długo robi na tym telefonie, to powiedziała, że przecież koleżankom musi odpisać, do mamy przez internet zadzwonić, sprawdzić ogłoszenia o pracę, pogodę przed wyjściem na spacer, powystawiać rzeczy na portalu ogłoszeniowym, przepisu na obiad poszukać, zakupy zamówić, a czasem coś sobie obejrzy dla rozrywki albo przejrzy fejsika. Telefon jest dla niej jak trzecia ręka.
I tak się zbiera. Poza tym ciągle ktoś znajomy do niej pisze, to nie wypada nie odpisać. Mówi, że tak się teraz utrzymuje kontakty. Przecież listów nie będzie wysyłać. Jasne, że telefon to przydatne narzędzie, ale zarazem to złodziej czasu. A ona mieszka z tym złodziejem i mam wrażenie, że nie kontroluje sytuacji, a to wszystko ma potem odzwierciedlenie w rodzinie.
Muszę powiedzieć, że odkąd zauważyłam, ile czasu codziennie moja synowa poświęca na telefon, zaczęłam się baczniej rozglądać wokół siebie i ze zdumieniem zobaczyłam, że to powszechne. Siedzą mamy na ławeczce przy piaskownicy i też każda z telefonem w ręku. Zrobiło mi się przykro.
Powinnam chyba pogadać z synową, żeby się opamiętała, bo jak odstawi ten telefon i ograniczy chociaż o połowę jego przeglądanie, to nagle się okaże, że ma codziennie dużo więcej czasu dla siebie, dla Marcelka i dla rodziny. I dla domu też. Tego jej życzę.
Z poszanowaniem, Jadwiga K.