"Od życzliwej koleżanki dowiedziałam się, że nie mam na co narzekać. Przecież chyba wiedziałam, jaki zawód sobie wybieram. Ona została nauczycielką i ma wolne weekendy, a do tego wakacje, ale w ciągu roku jest uziemiona w tygodniu. Poza tym dzięki pracy w niedzielę w poniedziałek mam wolne i nie muszę brać dnia urlopu, żeby zdążyć do urzędu przed zamknięciem albo dziecko na rozpoczęcie roku zaprowadzić".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zawsze chciałam pracować z ludźmi, ale nie kosztem wolnego czasu
Mam 32 lata, lubię swoje życie i swoją pracę. Od zawsze wiedziałam, że chcę pracować z ludźmi, bo siedząc 8 godzin przy biurku nie wytrzymałabym. Muszę być w ruchu, lubię, kiedy coś się dzieje. Razem z mężem zęby zjedliśmy na gastronomii i pracy w sklepach. Kiedyś nawet nosiliśmy się z zamiarem otworzenia własnego punktu, ale potem przyszła izolacja i na planach się skończyło. Rodzina nam się powiększyła, przyszła na świat Antosia, zaczęliśmy budować dom i tak jakoś wszystko inne się rozmyło.
Nigdy specjalnie nie narzekałam ani na pracę, ani na warunki. Ostatnio jednak mam dość, bo odkąd odeszła od nas z lokalu koleżanka, która obstawiała weekendy, coraz częściej wypada mi praca w niedziele. Praktycznie trzy niedziele w miesiącu mam zajęte, bo od rana do wieczora muszę być w robocie. Klienci też ostatnio słabi, w porównaniu z sytuacją jeszcze sprzed dwóch - trzech lat.
Nie to, żebym straciła serce do tej pracy. Nadal ją lubię, ale te nieszczęsne pracujące weekendy unaoczniły mi, że mój wolny czas z rodziną kurczy się coraz bardziej. Kiedy byłam na macierzyńskim, spędzałam z córką całe dnie, a mąż wracał wcześnie (pracuje na poranną zmianę w piekarni) i dołączał do nas.
Teraz to głównie on odbiera Antosię z przedszkola, a mi zdarza się, że widzę córeczkę dopiero wieczorem na krótko, bo mała zaraz po 19 idzie spać. Dlatego tak liczę na te wolne weekendy, żeby nadrobić stracony czas.
Ale się nie da, bo ciągle pracuję w niedziele.
Canva
Koleżanka mówi, że mogłam wybrać inny zawód
Zwierzyłam się z tego swojej bliskiej koleżance, licząc na zrozumienie. W końcu kto ma zrozumieć młodą pracującą matkę, jak nie inna matka. A tu zonk, bo Agata zrobiła tylko wielkie oczy i stwierdziła, że nie powinnam narzekać, a jeśli już, to na swoją decyzję, a nie na to, że w niedzielę do pracy zasuwam.
Stwierdziła, że jest mnóstwo zawodów, które mogłam wybrać, ale tego nie zrobiłam. Choćby to, co ona robi. Agata jest nauczycielką i ma wolne weekendy, a do tego wakacje, ale — jak stwierdziła — w ciągu roku jest uziemiona w tygodniu.
Dowiedziałam się od Agaty, że dzięki pracy w niedzielę w poniedziałek mam wolne i nie muszę brać dnia urlopu, żeby zdążyć do urzędu przed zamknięciem albo dziecko na rozpoczęcie roku zaprowadzić. Świetnie, to niech sama się zamieni, skoro to taki plus.
Zaczęłam jej tłumaczyć, że taki wolny dzień w tygodniu to nie wszystko, bo wtedy nie mam jak spędzić czasu z rodziną, ale Agata była nieprzekonana. Stwierdziła, że marudzę, bo przecież nie ja jedna tak pracuję. Jest jeszcze rzesza kierowców, farmaceutów, lekarzy, wszyscy pracownicy służb i mnóstwo innych ludzi, którzy też nie spędzają niedzieli z rodziną, a z obcymi ludźmi w pracy, i nie narzekają.
Szkoda. Myślałam, że kto jak kto, ale Agata mnie zrozumie, a ona tylko pokazała, że uważa się za mądrzejszą, bo nie musi pracować w weekend, a ja muszę.
Karolina