"Zawsze zarzekałam się, że nie dam się wciągnąć w stereotypową rolę gospodyni domowej, a teraz, gdy patrzę na swoje życie, widzę, że dokładnie w niej się znalazłam".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Chciałam być niezależną kobietą z pasjami
Od najmłodszych lat byłam uczona, że kobieta może robić wszystko, czego zapragnie. Moja mama była niezależna, pracowała, miała swoje pasje i zawsze mówiła mi, że życie to coś więcej niż tylko gotowanie, sprzątanie i zajmowanie się domem. Sama planowałam podobną drogę – chciałam rozwijać się zawodowo, podróżować, realizować swoje pasje, a związek miał być dla mnie wsparciem w tych dążeniach, a nie czymś, co będzie mnie ograniczać.
Kiedy poznałam mojego męża, byłam przekonana, że płyniemy na tej samej fali. On też był niezależny, miał swoje ambicje i plany na przyszłość, a ja czułam, że razem możemy stworzyć związek partnerski, w którym oboje będziemy równo dzielić się obowiązkami. Na początku rzeczywiście tak było – dzieliliśmy się wszystkim, od pracy po domowe obowiązki. Wydawało się, że znalazłam idealną równowagę między życiem zawodowym, prywatnym, a domowymi obowiązkami.
"Zawsze zarzekałam się, że nie dam się wciągnąć w stereotypową rolę gospodyni domowej, a teraz, gdy patrzę na swoje życie, widzę, że dokładnie w niej się znalazłam".
Z czasem to ja zaczęłam przejmować obowiązki domowe
Ale z czasem, jakby niepostrzeżenie, zaczęło się to zmieniać. Na początku to były drobne sprawy – mąż miał dłuższy dzień w pracy, więc to ja zaczęłam częściej gotować. Potem doszło do tego sprzątanie, pranie, a w końcu organizacja całego domu. Z każdym dniem coraz bardziej zaczynałam przejmować obowiązki, które kiedyś były wspólne. Nie było to coś, co zdarzyło się nagle – te zmiany następowały stopniowo, niemal niezauważalnie.
Zorientowałam się, że coś jest nie tak, dopiero gdy pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam, kiedy ostatnio mój mąż ugotował obiad albo zrobił zakupy. Ja, osoba, która zawsze była dumna ze swojej niezależności, nagle stałam się tą, która martwi się, co będzie na kolację, czy pranie jest zrobione i czy dom jest na tyle czysty, by móc przyjąć gości. Co więcej, zauważyłam, że to ja zaczęłam organizować nasze życie, planować spotkania, urodziny, a nawet wyjazdy. Zaczęłam czuć się odpowiedzialna za to wszystko.
Co najgorsze, nie wiem, jak to odwrócić. Próbowałam rozmawiać z mężem, ale on zdaje się nie dostrzegać problemu. Dla niego wszystko jest w porządku – w końcu dom funkcjonuje, jest posprzątany, obiad na stole, a życie toczy się dalej. Nie widzi, że ja czuję się w tej roli coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana. W jego oczach to, że ja zajmuję się domem, jest naturalne, bo „zawsze wszystko robię najlepiej”.
Czuję, że tkwię w pułapce, którą sama na siebie zastawiłam. Przejmując te obowiązki, sama stworzyłam ten problem, ale nie wiem, jak teraz wrócić do tego, co było na początku – do związku, w którym oboje równo dzieliliśmy się wszystkim.
Baśka