"Mój mąż i ojciec nieustannie ze sobą konkurują. Wiem, że dla wielu ludzi może to brzmieć dziwnie, bo przecież mąż i ojciec powinni ze sobą współpracować, wspierać się, a nie ciągle rywalizować. Niestety, w moim przypadku rzeczywistość wygląda inaczej, a ta sytuacja nie tylko mnie męczy, ale zaczyna też wpływać na naszą rodzinę".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mój mąż i ojciec ciągle o wszystko rywalizują
Od kiedy pamiętam, mój ojciec był osobą bardzo ambitną, zawsze dążył do tego, by być najlepszym we wszystkim, co robił. Był wzorem dla mnie i mojego rodzeństwa, ale nigdy nie myślałam, że ta cecha może stać się problemem. Zaczęło się to zmieniać, kiedy poznałam mojego męża. Początkowo wszystko wydawało się idealne – mój ojciec polubił mojego wybranka, często spędzaliśmy wspólnie czas i wydawało się, że między nimi panuje pełne porozumienie. Niestety, z czasem zaczął narastać między nimi duch rywalizacji, który teraz wydaje się nie do powstrzymania.
Na początku były to drobnostki. Zwykłe rozmowy przeradzały się w dyskusje o tym, kto ma rację na jakiś temat. Jeżeli mój mąż coś opowiadał, ojciec zawsze musiał go poprawić lub dodać coś od siebie, jakby chciał pokazać, że wie lepiej. Z kolei mój mąż, choć na początku podchodził do tego z dystansem, zaczął reagować podobnie, co tylko nakręcało całą sytuację.
Z czasem te niepozorne dyskusje przerodziły się w prawdziwe współzawodnictwo w niemal każdej dziedzinie życia. Czy to remont domu, wybór samochodu, czy sposób na spędzanie wolnego czasu – zawsze pojawiało się porównywanie, kto zrobił to lepiej, szybciej, czy taniej. Nawet drobne sprawy, takie jak grillowanie w ogrodzie, stają się pretekstem do pokazania, kto jest lepszym kucharzem. To wieczne napięcie zaczyna być nie do zniesienia.
Canva
Taka rywalizacja ma wpływ na całą naszą rodzinę
Nie chodzi tylko o to, że są uparci – ta rywalizacja wpływa na całą rodzinę. Często czuję się jak mediator, próbując ich pogodzić lub rozładować atmosferę, zanim dojdzie do kolejnej sprzeczki. Co więcej, czuję, że moje potrzeby i zdanie są pomijane, bo w ich oczach najważniejsze jest to, kto okaże się „zwycięzcą” w kolejnej potyczce. Nawet nasze wspólne wakacje przeradzają się w festiwal konkurencji: kto lepiej zaplanuje wycieczkę, kto znajdzie ciekawsze miejsce do zwiedzenia, a nawet kto szybciej złoży namiot.
Nie zrozumcie mnie źle – kocham zarówno mojego męża, jak i ojca, i wiem, że obaj mają dobre intencje. Ale to, co się dzieje, zaczyna mnie przerastać. Czuję, że nie mogę już po prostu cieszyć się wspólnym czasem, bo zawsze muszę być przygotowana na kolejną konfrontację. Czuję się rozdarta, bo nie chcę stawać po żadnej ze stron, ale czasami to wręcz nieuniknione.
Co więcej, obawiam się, że ten konflikt zacznie wpływać na nasze dzieci. Już teraz widzę, że nasz syn zaczyna brać przykład z ojca i dziadka, rywalizując z rówieśnikami na każdym kroku. Boję się, że wychowamy dziecko, które będzie miało zakodowane, że w życiu liczy się tylko wygrywanie, a przecież to nie o to chodzi. Chciałabym, żeby nasze dzieci uczyły się, że współpraca i wzajemne wsparcie są ważniejsze niż bycie „lepszym” w każdej dziedzinie.
Justyna