"Mąż nie chce nigdzie wyjeżdżać. Z kolei ja łaknę zagranicznych wakacji i wrażeń. Wreszcie nas na to stać, bo w poprzednich latach było z tym kiepsko, więc tym bardziej powinniśmy korzystać i cieszyć się z życia. On jednak uważa, że wyjazd na wakacje to strata kasy i lepiej ją wydać na coś innego. Źle mi z tym, bo okazało się, że kompletnie różnimy się w podejściu do życia. Chcę wyjechać ja, chcą pojechać gdzieś dzieci, tylko on jeden nie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mąż ma inną wizję odpoczynku, niż ja
Mam na imię Irena i mam 46 lat. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że różnimy się z mężem bardziej, niż mi się wydawało. Doszła teraz kwestia wakacji i spędzania wolnego czasu. Z racji, że mamy dzieci w wieku szkolnym, wyjazd może się odbyć jedynie w wakacje. Ja zawsze lubiłam zwiedzać i podróżować, ale nie mieliśmy nigdy ku temu zbyt wiele okazji.
Z kolei mój mąż, jak się ostatnio okazało, nie chce wyjeżdżać, a urlop najchętniej przesiedziałby ze złotym napojem z pianką przed telewizorem. Dotychczas tego nie dostrzegałam, bo mieliśmy kłopoty finansowe i nigdzie nie wyjeżdżaliśmy poza jednodniowymi wycieczkami. Jednak teraz jest już na szczęście inaczej i bardzo chciałam gdzieś wyjechać.
Z racji, że nigdy nie byłam za granicą, pragnęłam wyjazdu właśnie poza Polskę. Marzyła mi się czysta plaża, krystaliczna woda, cisza, spokój i rodzinny czas. Jednak mój mąż stwierdził, że szkoda kasy na takie wakacje. Według niego weekend w domku letniskowym wystarczy, aby się zregenerować i odpocząć. Kiedy zaczęłam z nim o tym rozmawiać i mówić o swoich pragnieniach, powiedział, że strata kasy, zwłaszcza że mamy dwoje dzieci.
Nie wiem, co robić
Moi rodzice zabierali mnie i brata na wakacje. Chcę też i moje dzieci zabierać. Wiem, że to są wspaniałe wspomnienia dla nich. Mam świadomość, że jest drożej, a wypłaty nadal dwie, ale jednak wolałabym zaoszczędzić i gdzieś pojechać. Boję się jednak jechać sama z dziećmi na daleką trasę. Z kolei mąż twierdzi, że to marnotrawstwo pieniędzy.
Nie chcę tylko wegetować, chcę też żyć, bawić się, poznawać nowe miejsca, kuchnię, kulturę i zabytki. On jednak kompletnie tego nie rozumie. Czuję frustrację, trochę też i zrezygnowanie. Nie tak sobie wyobrażałam nasze życie, kiedy się już odkujemy.
Irena