"Mój 40-letni synek wciąż ma fiu-bździu w głowie. Co prawda, ma głowę pełną pomysłów, ale na to trzeba mamony. Mimo wieku Stefan wciąż wyciąga rękę po siano do mnie i do mojej żony. A my nie umiemy mu odmawiać, więc ciągle spełniamy jego zachcianki".
Mam już 70 lat, a mój 40-letni syn wciąż wyciąga do mnie rękę po mamonę
Nie na takie życie na stare lata się pisałem. Ja swoje już przeżyłem, jestem emerytem, mam już 70 lat i chciałbym wreszcie troszkę odpocząć, może też trochę o siebie zadbać zarówno w kwestii fizycznej jak i psychicznej. Tak samo chciałbym zadbać o żonę, która odchowała nasze dzieci.
Niestety problemem jest mój dorosły 40-letni syn, który wciąż wyciąga do mnie i do żony rękę po naszą mamonę.
Canva.com
Razem z żoną mamy dwójkę dzieci. Młodsza córka jakoś sobie w życiu radzi, ma własną firmę i rozwija swoją karierę. Niestety nie mogę powiedzieć tego o starszym synu.
On ma ciągle fiu-bździu w głowie. Co rusz ma jakiś nowy pomysł na genialny biznes, który spala na panewce. To się zaczęło już z 10 lat temu. Syn skończył studia i nie mógł znaleźć nigdzie pracy, choć ja tam nie wiem, czy w ogóle szukał.
On zawsze twierdził, że dla kogoś innego to on nie będzie robił i chce mieć własny biznes. Proszę bardzo, droga wolna. Synek w końcu wpadł na pomysł, że otworzy lodziarnię z autorskimi lodami.
No, ale potrzebował na to mamony, a nie miał skąd wziąć. Ubłagał mnie, żebym dał mu szeleszczące papierki, jednak zarzekał się, że zwróci mi wszystko co do grosza.
Miałem wtedy coś tam odłożone na czarną godzinę, więc z bólem serca, ale mu dałem, niech synek ma. Nie chciałem, żeby do końca życia suszył mi głowę, że zmarnowałem mu życie, że to przeze mnie się w życiu nie dorobił. A wiem, że on potrafi robić awantury o takie rzeczy.
No i faktycznie, synek założył firmę, kupił samochód z przyczepą (no bo gdzieś te lody trzeba sprzedawać), kupił sprzęty do robienia lodów i na tym w zasadzie jego wielka kariera się zakończyła.
Synek coś tam próbował pracować, ale okazało się, że nie może znaleźć pracowników, a on sam przecież za ladą stać nie będzie. Oszczędności mojego życia wyparowały w jednym momencie.
Canva.com
Synowi nic w życiu nie wychodzi
Niestety na tym jednym nieudanym biznesie mojego syna się nie skończyło. Następnie Stefan zamarzył, że musi skończyć jakiś super drogi kurs biznesu i wtedy, to on już na pewno zrobi wielką karierę. Brzmiało to sensownie, więc dałem mu na to siano, a kosztowało to kilkadziesiąt patyków.
Po tym kursie to on miał już wiedzieć, jak robić karierę, niestety, mamona zniknęła, a kurs nic mu nie dał.
Następnie syn stwierdził, że on musi kształcić się za granicą, bo tam są inne standardy i znów wyciągnął rękę po mamonę. Nie było innej rady, syn tak się awanturował, że zniszczymy mu życie, jak mu z żoną nie damy mamony, że znów musieliśmy sypnąć groszem.
Nie miałem już wtedy oszczędności, więc sam musiałem wziąć od innych, żeby dać synowi. Niestety po roku Stefan wrócił zza granicy do Polski i po raz kolejny nic mu nie wyszło. Podobno nie poznali się na jego niebywałym talencie i intelekcie.
Na tym się jednak nie skończyło. Ostatnio syn wymyślił jakiś kolejny nowy biznes. Teraz chce otworzyć restaurację, ale taką, jakiej świat nie widział jeszcze na oczy i znów wyciągnął rękę po siano.
Niestety nie mam już mu z czego dać, więc odmówiłem. Wtedy syn obwieścił, że wobec tego musimy sprzedać nasz dom rodzinny i dać mu jego część. Stwierdził, że niedługo i tak się wyprowadzimy, a on potrzebuje spłaty swojej części już teraz.
Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Boję się, że syn znów zgotuje mi potężną awanturę, że nie chcę mu pomagać.
Starałem się, jak mogłem. Zarówno syna jak i córkę wychowałem przecież tak samo. Dawałem synowi wszystko, czego potrzebował i, o co prosił. Zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd.
70-letni ojciec 40-latka