"Może i myślała, że nie mam nic na swoją obronę, ale prawda jest taka, że nie mogłem pozwolić, żeby dłużej płakał, a żadnych instrukcji obsługi nie dostałem. Zresztą i tak ja wiem swoje. Pewnie nie o Antka tu chodzi, ani o żadne rozszerzanie diety, tylko o ciasto od teściowej. Żona nigdy nie była fanką wypieków mojej mamci, ale prawda jest taka, że zazdrości jej umiejętności i wstydzi się poprosić o przepis".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Żona zostawiła mnie samego z Antkiem
Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie. Kilka dni temu moja żona z uśmiechem na ustach oznajmiła, że umówiła się do fryzjera, a ja mam zająć się Antkiem. "Żaden problem" - pomyślałem. Przecież to tylko parę godzin. Antek i tak spał, a ja miałem trochę czasu dla siebie, więc nic nie mogło pójść nie tak.
Kiedy młody się obudził, jadłem akurat kawałek ciasta, które poprzedniego dnia dostaliśmy od mojej mamy. Muszę tu przyznać, że moja mamcia piecze najlepsze ciasta na świecie, a jej serniczek to istny raj na ziemi. No i siedzę sobie, wcinam te pyszności, a Antek patrzy na mnie tymi wielkimi, okrągłymi ślipiami. Od razu sobie pomyślałem:
Chłopak pewnie też by coś zjadł, patrzy na to ciasto jak sroka w gnat.
Po chwili zaczął marudzić, a potem głośno płakać. "Głodny jest, nie ma co" - pomyślałem i ruszyłem do kuchni. Prześledziłem całą lodówkę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby go zadowolić. Niestety, nic nie znalazłem.
Canva
Nie było nic w lodówce, więc dałem mu ciasto
A że Antek miał wzrok coraz bardziej wymowny, postanowiłem poczęstować go odrobiną ciasta. Odkroiłem niewielki kawałeczek, żeby przestał płakać, no i żeby nie czuł się już pominięty. W końcu ciasto mojej mamci to praktycznie ósmy cud świata.
I właśnie wtedy, jak na zawołanie, do domu wpadła moja żona. Jej wyraz twarzy, kiedy zobaczyła Antka z kawałkiem sernika w rączce, już zawsze będzie mi się śnił po nocach. Po chwili doszedł do tego jeszcze wrzask:
Przecież Antek jest za mały na rozszerzanie diety.
Może i myślała, że nie mam nic na swoją obronę, ale prawda jest taka, że nie mogłem pozwolić, żeby dłużej płakał, a żadnych instrukcji obsługi nie dostałem. Zresztą i tak ja wiem swoje.
Pewnie nie o Antka tu chodzi, ani o żadne rozszerzanie diety tylko o ciasto od teściowej. Żona nigdy nie była fanką wypieków mojej mamci, ale prawda jest taka, że zazdrości jej umiejętności i wstydzi się poprosić o przepis.
Łukasz