"Zlitowaliśmy się nad facetem i wynajęliśmy mu część domu po moich rodzicach. Oba domy stoją przy jednej działce. Myślałam, że dzięki temu nieco zaceruję dziurę w kieszeni, ale się przeliczyłam. Nasz nowy lokator ciągle nas nachodzi".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wynajęłam dom po rodzicach obcemu chłopakowi
Mieszkamy z mężem na przedmieściach. Pod pewnymi względami jest tutaj jak na wsi, po prostu miasto doszło już do granic i wchłonęło część adresów. Mamy niewielkie gospodarstwo po rodzicach, a przy jednej działce budowlanej stoją dwa domy - nasz, który budowaliśmy 10 lat temu, i starszy dom po rodzicach. Wcześniej mieszkała tu nasza córka, ale wyprowadziła się do męża 100 km dalej.
Mojej mamy i taty nie ma już na świecie i szkoda mi było, że ich część zabudowań niszczeje. Wiadomo, jak to jest, żeby dom zachować w kondycji, musi ktoś tam mieszkać, ogrzewać, wietrzyć. Dlatego po długim namyśle zdecydowaliśmy się, żeby chociaż część tego domu (pokój, salon z kuchnią, łazienkę) wynająć. W drugim pokoju zebraliśmy pamiątki i rzeczy rodziców.
Znalazł się tak facet, który był chętny zamieszkać tu od zaraz. Znamy go mniej więcej, bo tutaj wszyscy się znają. To syn naszych dawnych znajomych ze szkoły. Miał w życiu pod górkę, jego narzeczona zachorowała i zmarła. On długo się z tego podnosił. No, ulitowaliśmy się nad nim i wynajęliśmy mu ten dom.
Jest przez to między nami spora różnica wieku, całe pokolenie. Zanim umówiliśmy się na ten wynajem, obawiałam się, czy nowy lokator nie będzie robił hucznych baletów albo zapraszał kolegów, co z pewnością byłoby dla nas uciążliwe.
Ale teraz zaczynam żałować, że skusiliśmy się na taki dodatek do emerytury. Myślałam, że zaceruję dziurę w kieszeni dzięki temu, ale się przeliczyłam. Nasz lokator przyczepił się do nas jak przylepiec. Ciągle nas nachodzi.
Sąsiad z podwórka wciąż coś od nas chce
Nowy lokator mieszka u nas dopiero trzy tygodnie, a już powoli mam go dosyć. Jest miły i uprzejmy, niby nie sprawia problemów, ale wszędzie go pełno. Przychodzi z pracy i zamiast pójść do siebie, zaraz stuk puk do naszych drzwi wejściowych. Ja bym chciała odpocząć, książkę poczytać, mąż chce się zdrzemnąć po robocie, ale nie może, bo lokator siedzi u nas i gada. W pracy słucha radia i musi potem podzielić się wszystkim, co usłyszał.
Nawet raz zapytałam, czy nie czas już poszukać sobie kobiety i jej poświęcić czas, to tylko machnął ręką, że musi się najpierw dorobić. Jeszcze nie pora.
Jak przyjadę z mężem z zakupów, nasz lokator widzi wszystko jak na dłoni i zaraz leci do auta z pytaniem, czy nie pomóc. Ja może wcale nie chcę, żeby obcy młody człowiek widział, co kupuję, bo to nie jego sprawa.
To samo jak mąż na podwórko wyjdzie. Zaraz Krzysiek jest przy nim i nadaje albo o coś pyta. Dla mnie to za często, ale nie chciałabym go urazić, każąc mu się od nas odczepić i zająć własnym życiem. Nie tego się spodziewałam, wynajmując mu to lokum. Tęsknię do czasów, kiedy byliśmy biedniejsi o ten tysiąc, ale nikt nam nie zakłócał domowej sielanki.
Hanna