"Byłam pewna, że gdy Ula wyprowadzi się z rodzinnego domu, będziemy mieć więcej spokoju. Tymczasem ona, zamiast zatroszczyć się o męża i swoją rodzinę, codziennie po pracy przyjeżdża do nas i siedzi do wieczora. Nawet nie mogę wyjść na kawę z sąsiadką. Jestem już tym zmęczona i myślę o przeprowadzce na drugi koniec województwa".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wydałam córkę za mąż. Myślałam, że będzie żyła własnym życiem
Mamy z mężem córkę jedynaczkę. Ula jest zaradną dziewczyną, ma poukładanie w głowie. Po szkole poszła na studia, na szczęście uczelnię miała w naszym mieście, więc nie musieliśmy płacić za wynajem dla niej stancji albo pokoju. Mieszkała całe życie z nami.
Gdy poznała Waldka, spotykali się ze sobą prawie 2 lata, zanim się zaręczyli. Ja jestem postępową kobietą, proponowałam córce, że jeśli chce, to nie musi czekać aż do ślubu z przeprowadzką do swojego narzeczonego. Zwłaszcza że Waldek miał już własne mieszkanie po babci i zajmował je sam.
Skoro i tak wszystko już było ustalone i czekaliśmy tylko, aż nadejdzie wybrany termin. Nie mieszkamy na wsi i nikt by nie gadał, że młodzi mieszkają ze sobą bez ślubu. Ale Ula nie chciała.
Przeniosła się do swojego męża dopiero wtedy, gdy miała już obrączkę na ręku. Myślałam, że wtedy w końcu pozbędzie się pępowiny i zacznie żyć własnym życiem, ale się przeliczyłam.
Canva
Córka codziennie nas odwiedza. Już mnie to męczy
Ula powiedziała nam, że bardzo tęskni za domem. Moja córka ma w tej chwili 28 lat. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby miała 19, ale to już dorosła i samodzielna osoba. Powinna się zająć swoim życiem, myśleć o założeniu rodziny, zadbać o relacje z mężem. To super, że mamy świetne, przyjacielskie relacje, ale kiedyś trzeba wziąć się w garść i zacząć żyć według własnych reguł.
Tymczasem ona codziennie po pracy wsiada w samochód i przyjeżdża do nas. Siedzi nam na głowie do wieczora. Zje obiad, pokręci się po ogrodzie, pogadamy przy stole w kuchni, posiedzi w pokoju. Oczywiście, jest mile widziana, bo to nasza ukochana córka, ale wydaje mi się, że to zachodzi za daleko. Codzienne odwiedziny już zaczynają mnie męczyć.
Waldek czasami po nią przyjeżdża, a czasem tylko dzwoni i pyta, kiedy wróci do domu. Ja nie mogę nawet spokojnie umówić się na kawę z sąsiadką, bo córka jest w domu. Też bym chciała odpocząć po pracy, pobyć ze swoim mężem, na spacer sobie iść albo stracić trochę czasu na zakupach, zamiast wciąż się zastanawiać, czy Ula czegoś nie potrzebuje.
Ula i Waldek mieszkają tylko 10 minut drogi autem od nas. W linii prostej to jakieś 5-6 km. Rzut beretem. Muszę w końcu porozmawiać z Waldkiem, co on o tym myśli, bo podejrzewam, że również nie w smak mu takie zachowanie żony. Facet musi mieć anielską cierpliwość. Ja i Tadek zaczynamy się zastanawiać nad przeprowadzką na drugi koniec województwa, żeby bez żadnych kwasów uciąć te codzienne wizyty córki.
Teresa