"Założyliśmy rodzinę szybciej, niż mogłam się spodziewać. Zaledwie po kilku miesiącach znajomości okazało się, że jestem w ciąży. Było to dla nas obojga niespodziewane, ale przyjęliśmy tę wiadomość z radością. Ślub wzięliśmy, gdy nasza córka już przyszła na świat. Zamieszkaliśmy wtedy w domu mojego męża, gdzie jego matka miała nam pomóc przy dziecku. Szybko jednak przekonałam się, że jej definicja pomocy jest zupełnie inna od mojej".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To miał być najpiękniejszy czas
Zawsze wyobrażałam sobie, że macierzyństwo będzie dla mnie największym darem, najpiękniejszym okresem w życiu. Kiedy zaszłam w ciążę po kilku miesiącach znajomości z moim chłopakiem, byliśmy oboje zaskoczeni, ale i niezwykle szczęśliwi. Niespodziewane, ale gorąco wyczekiwane dziecko miało złączyć nas jeszcze mocniej.
Ślub wzięliśmy, gdy nasza córeczka była już na świecie. Przeprowadziliśmy się wtedy z wynajmowanej kawalerki do domu mojego męża, gdzie miała nam pomagać jego matka. Początkowo byłam wdzięczna za jej wsparcie, ale szybko okazało się, że ma zupełnie inne wyobrażenie o tym, co to znaczy pomagać.
Krytyka zaczęła się już w szpitalu, zaraz po cesarskim cięciu. Usłyszałam, że zrobiłam dziecku krzywdę, że niszczę jego układ odpornościowy, bo nie rodziłam naturalnie. Wszystko, co robiłam, było niewłaściwe w jej oczach. Moje decyzje dotyczące karmienia, ubierania, wychowania – wszystko było nieodpowiednie. Nawet gdy nasza córka miała kilka lat, teściowa potrafiła przy całej rodzinie zwracać mi uwagę, że źle ją karmię czy ubieram.
Każda jej krytyka prowadziła do kłótni między mną a mężem
Czułam, że nie mam jego wsparcia, choć próbował rozmawiać z matką. Pewnego dnia, podczas jednej z takich rozmów, usłyszałam, co naprawdę myśli o mnie moja teściowa. Powiedziała mu, że nie przykładam się do bycia matką, że za jej czasów kobiety inaczej wychowywały dzieci. Nazywała mnie wyrodną matką, bo napomknęłam o żłobku czy nie pozwalałam dziecku na słodycze. Mąż w złości powiedział do niej, że ona zawsze wie najlepiej. Odpowiedziała mu, że może nie wszystko wie najlepiej, ale na pewno była lepszą matką niż ja.
Żyjemy teraz pod jednym dachem, ale praktycznie się nie komunikujemy. Unikamy się, jak tylko możemy. Przetrwanie w tej sytuacji stało się dla mnie codzienną taktyką. Mąż i ja chcemy zacząć budować własny dom, ale to wymaga pieniędzy, więc na razie musimy znosić tę sytuację. Unikam jej spojrzenia, jej słów, traktuję ją jak powietrze, byle tylko przetrwać. To mój sposób na przetrwanie, na chronienie siebie i mojego dziecka przed jej nieustanną krytyką.
Milena