"Mam 28 lat, mieszkam sam i uważam, że jestem dobrą partią, ale jakoś nie mogę znaleźć partnerki. Za to mój kumpel przebiera jak w ulęgałkach, mimo że jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Odebrałem starą szkołę dobrego wychowania
Moi rodzice dużo pracowali, a ja w dzieciństwie równie dużo czasu spędzałem z dziadkiem i babcią. To oni stanowili dla mnie wzór, a dziadek był mężczyzną przez duże M. Był klasycznym przykładem szarmanckiego dżentelmena, który szanował wszystkich wokół.
Przepuszczał kobiety w drzwiach i podsuwał im krzesło, gdy siadały przy stoliku. Pierwszy schodził po schodach i zawsze oferował pomoc, kiedy w grę wchodził ciężkie torby z zakupami albo inne tego typu bagaże. Przepuszczał ciężarne w kolejce i ustępował miejsca w autobusie. Mnie uczył, że po prostu tak trzeba, a korona mi z głowy nie spadnie, jeśli postoję albo poczekam 5 minut dłużej.
Gdy wychodzili z babcią na spacer, trzymali się za ręce. Nigdy też nie usłyszałem z jego ust chamskich odzywek ani głupich żartów. W dodatku nigdy nie oczekiwał, że babcia będzie mu podawała kapcie albo podstawi ciepły obiad przed nosem. Przychodził i sam sobie nakładał, a jak było trzeba, sam sobie podgrzewał. Dziadka wszyscy wokół lubili, a babcia wprost go uwielbiała.
Dla mnie takie zachowanie było naturalne jak powietrze, którym oddycham. Podobnie jak chodzenie do kościoła. Od początku podstawówki co niedziela byłem na mszy. To była dla mnie godzina na przystanięcie i pewnego rodzaju wyciszenie między wszystkimi zajęciami, a w dorosłym życiu - chwila na wytchnienie od stresów w pracy. Przecież mam do tego prawo.
Nie mogę znaleźć partnerki. Dziewczyny nie chcą grzecznego chłopaka
Za miesiąc kończę 28 lat. Jestem dobrze wychowanym człowiekiem i mam swoje ambicje. Wydaje mi się, że sporo już osiągnąłem, bo w wieku 27 lat kupiłem już własne mieszkanie na kredyt. Mieszkam na swoim, nie z rodzicami.
Nie jestem zapatrzonym w siebie pajacem, dla którego liczy się długość spódniczki albo ilość reakcji na w social mediach. Żadnych selfie też nigdzie nie wstawiam. Mam tylko jeden duży problem w życiu - nie mogę znaleźć dziewczyny, która by znała swoją wartość, a jednocześnie mnie doceniła. Tych świętoszkowatych albo życiowo nieogarniętych nie liczę, bo to nie mój typ.
Jak patrzę na swoich kolegów, mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach nie wystarczy być przebojowym, żeby znaleźć fajną dziewczynę. Największe powodzenie u płci przeciwnej mają ci moi koledzy, którzy są wręcz chamscy i bezczelni. Mój zapatrzony w siebie kumpel przebiera jak w ulęgałkach, mimo że nic w życiu nie osiągnął ani żenić się nie zamierza. Jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia, za to fryzura jest nienaganna, a buty markowe (od rodziców).
Prawie trzydziestka na karku, a on zachowuje się wciąż jak 19-latek i kobietom nadal to imponuje. Nie zauważyłem, żeby koleś miał jakieś wyższe wartości, raczej drwi ze wszystkiego i skupia się na własnej wygodzie, a najpiękniejsze dziewczyny lgną do niego, a potem jest zawód miłosny i rozstanie. Za to na mnie żadna długowłosa piękność z walorami nawet nie spojrzy, choć jestem facetem do życia, a nie do pokazywania się.
Czekam już 10 lat i nic. Poczekam kolejne 10. Mam nadzieję, że po czterdziestce pójdą po rozum do głowy i w końcu któraś mnie doceni.