"Pojechałam na swój wymarzony urlop pod palmami, w dodatku z przystojnym facetem u boku. Nie mogłam zabrać tylko mojego pupila, bo nasz hotel nie przyjmuje psów. Musiałam zorganizować Ryśkowi opiekę, dlatego poprosiłam swojego starszego brata, żeby zajął się moim poczciwym przyjacielem. Wszystko było ustalone na dwa miesiące wcześniej, ja dostosowałam się do terminów podanych przez brata. Po powrocie z urlopu okazało się, że Michałowi wypadły sprawy prywatne, a pies mu zawadzał".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Na czas urlopu zostawiłam psa pod opieką brata
Co roku wyjeżdżałam na wakacje z paczką znajomych albo koleżankami. Najczęściej ruszaliśmy samochodami gdzieś w Polskę, więc do auta zabierałam ze sobą Ryśka, mojego ukochanego psa. Tylko raz na święta na prośbę rodziców zostawiłam Ryśka w hotelu, ale długo odreagowywał ten pobyt.
W tym roku jest inaczej. Jadę z facetem, którego poznałam 10 miesięcy temu i od razu między nami zaiskrzyło. Sporo sobie obiecuję po tej znajomości. Artur wybrał dla nas pięciogwiazdkowy hotel nad morzem, z basenami i aquaparkiem.
Problem w tym, że ten hotel nie pozwala na pobyt psów. I tak nie mogłabym zabrać Ryśka na basen, a nie chciałam, żeby siedział sam zamknięty w pokoju. Prawdopodobnie do samolotu też nie wpuściliby mojego pupila. Rysiek to duży pies, ma swoje gabaryty.
Ze względu na to poprosiłam mojego brata, by pod moją nieobecność przygarnął Ryśka do siebie. Wszystko ustaliliśmy dwa miesiące temu i to ja dostosowałam się do terminów podanych przez brata, a nie odwrotnie. Wycieczka była przez to droższa, bo w szczycie sezonu.
Myślałam, że dzięki przekazaniu swojego pupila bratu będę mogła mieć spokojną głowę przez cały wyjazd. Tak bliska mi osoba powinna wziąć odpowiedzialność za mojego wiernego towarzysza.
Canva
Po powrocie nie zastałam swojego psa
Podczas wyjazdu czas minął mi bardzo szybko. Było fantastycznie, a ja wróciłam jeszcze bardziej zakochana. Z zagranicy nie chciałam korzystać z sieci, więc tylko czasami wysyłałam do brata wiadomości z pytaniem, jak się ma Rysiek i czy niczego mu nie brakuje.
Brat odpisywał z opóźnieniem, a przez ostatnie dwa dni wcale, ale nawet nie miałam czasu się nad tym zastanowić. Ani się obejrzeliśmy, a już lecieliśmy z powrotem do Warszawy.
Nie mogłam się doczekać, aż odbiorę mojego kochanego pupila. Zostawiłam walizkę w przedpokoju i od razu pojechałam do brata. Kupiłam mu na bezcłówce świetny prezent w podziękowaniu za opiekę.
Brat się zdziwił, że tak szybko przyjechałam. Jeszcze był w pidżamie. Zdumiona zapytałam, gdzie jest Rysiek, bo nie wyskoczył na moje powitanie. Michał w odpowiedzi zaczął mnie przepraszać i się motać, że pies uciekł, ale nic mi nie mówili, żeby mnie nie martwić. Szukali go przez kilka dni bezskutecznie. Nie mogłam w to uwierzyć.
Odnalazłam Ryśka w schronisku
Ucieczka to rzecz niepodobna do charakteru mojego psa. Z bezsilności się popłakałam. Gdyby go szukali, na pewno zauważyłabym jakieś plakaty na mieście, z podobizną Ryśka, ale nigdzie nic nie wisiało. Brat nie miał czasu ze mną szukać. Ostatecznie po godzinach kręcenia się po mieście i odpytywania ludzi pojechałam do schroniska i właśnie tam Ryśka odnalazłam.
Zapytałam pracowniczkę, gdzie tego ancymona znaleźli, ale pani powiedziała, że wcale go nie znaleźli. Pięć dni temu oddał go jakiś pan z wytatuowanym smokiem na przedramieniu. Powiedział, że pies błąkał się po okolicy i wył, a on nie ma czasu się nim zająć, bo jedzie na festiwal z kumplami.
I faktycznie tak było. Od razu domyśliłam się, że to Michał oddał Ryśka do schroniska, bo chciał się wyrwać na imprezę i pies mu zawadzał. Szkoda, że nic nikomu o tym nie powiedział. Całe szczęście, że nikt mojego psiaka nie zabrał ze sobą do domu. Do brata jeszcze długo się nie odezwę za ten numer. Przegiął.
Emilia