"Moja sąsiadka upodobała sobie plac zabaw na spacery z psem. Tyle razy jej zwracałam uwagę, a ona nic sobie z tego nie robi. Chyba w końcu będę musiała zadzwonić po straż miejską. Jak dostanie mandat, to może się opamięta".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Urocza sąsiadeczka
Moja sąsiadka to urocza staruszka, której dzieci sprawiły kilka lat temu kundelka. Chcieli, żeby po śmierci męża, ich matka została aktywna. Dlatego sprezentowali jej tego pieska. I faktycznie, sąsiadka bardzo często wychodzi z nim na dwór — czy to zima, czy to lato. Tak się złożyło, że jakiś czas temu na naszym podwórku przeprowadzono remont i zrobiono plac zabaw dla dzieci. To nieduży, ogrodzony placyk z huśtawkami, zjeżdżalniami i piaskownicą. Na wejściu wyraźnie jest napisane, że nie wolno wchodzić z psami. Czasami ludzie i tak wchodzą tam z pupilami, ale jak tylko zwróci się im uwagę, od razu przepraszają i wychodzą. Przynajmniej większość z nich. Niestety, moja sąsiadka ma inaczej.
Sąsiadka często zajmuje się swoim wnuczkiem. Za każdym razem, kiedy wychodzą na plac, zabierają też ze sobą psa. Już nie raz widziałam, jak sikał do piaskownicy, a ona - zamiast to posprzątać - odwracała głowę i udawała, że nic nie widzi. Jeszcze bardziej jestem zdziwiona, bo przecież jej wnuczek też się w tym bawi. Ale najwidoczniej wcale jej to nie przeszkadza. Sama mam dwójkę dzieci, z którymi chodzę na ten plac i po prostu mnie to brzydzi.
Canva
Placyk to nie miejsce dla psa
Wielokrotnie zwracałam jej uwagę, że plac zabaw to nie jest miejsce dla psa. Moje dzieci boją się psów, więc nawet nie chcą tam wchodzić, jak ich widzą. Sąsiadka nic sobie z tego nie robi. Mówi, że przecież pies to też stworzenie i ma prawo tam być.
Przecież jest grzeczny i nie szczeka na dzieci. Siedzi tu sobie grzecznie. Nie mogę zostawić go w domu samego, bo mi wszystko po złości obsika
- mówi mi.
Ja nie kupuję takiego wytłumaczenia. Obawiam się, że w końcu będę musiała zadzwonić po straż miejską, która zrobi z nią porządek. Może jak dostanie ze dwa razy mandat, to się nauczy, że psy się wyprowadza na trawniku, a nie na placyku. Nie chcę jednak wchodzić z nią na wojenną ścieżkę, bo wiem, że jest już starszą osobą z problemami zdrowotnymi i może się tym bardzo zdenerwować. A wtedy będzie na moim sumieniu.
Karolina