"Zabrałam moje młodsze rodzeństwo na krótki wyjazd nad morze. Ale nie był to najlepszy pomysł. Drożyzna na każdym kroku, aż razi. Droga ryba z frytkami, a w dodatku mrożona już bardzo mnie zirytowała, ale ponad 20 zł za malutką porcję lodów przerosło moje oczekiwania. Rozumiem, że każdy chce zarobić, ale jak tak dalej pójdzie, to nikt nie będzie jeździł nad polskie morze, bo bardziej opłaci się tydzień w zagranicznym kurorcie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Tanio nie jest nad polskim morzem
Słońce przyjemnie grzało, a dzieci radośnie biegały po piasku, rozkoszując się letnią swobodą. Kiedy poczułam, że czas na lunch, zdecydowałam się na pobliską smażalnię ryb. Widok ceny za porcję ryby z frytkami niemal zwalił mnie z nóg. Liczyłam na świeżo złowioną, smakowitą rybę, jednak szybko okazało się, że dostaliśmy mrożoną, pozbawioną smaku potrawę. Cena, która za nią zapłaciłam, była absurdalnie wysoka i zupełnie nieadekwatna do jakości.
Nie chcąc zepsuć rodzeństwu zabawy, postanowiłam to przemilczeć. Po południu, gdy upał dawał się nam we znaki, obiecałam dzieciom lody. Skierowaliśmy się do jednej z licznych budek przy plaży, gdzie z lodówki błyszczały kolorowe gałki różnych smaków. Wyobraziłam sobie ich radość, gdy będą delektować się tym chłodnym przysmakiem.
Jednak gdy przyszło do płacenia, poczułam się jak w jakimś absurdalnym filmie. Kasjerka podała mi rachunek – 70 zł za trzy porcje lodów. W tym momencie uświadomiłam sobie, że zjawisko tzw. "paragonów grozy" nie jest żadnym wymysłem. Mimo uśmiechniętych twarzy dzieci, wewnętrznie kipiałam ze złości.
canva.com
Niebawem nikt nie pojedzie nad polskie morze
Wieczorem, kiedy wróciliśmy do naszego pensjonatu, postanowiłam przeanalizować nasze wydatki. Rozłożyłam wszystkie paragony na stole i z rosnącym zdumieniem patrzyłam na sumy, które się tam pojawiały. Było jasne, że ceny nad polskim morzem nie tylko przestały być przystępne, ale stały się wręcz niedorzeczne. Codzienne posiłki, atrakcje i drobne zakupy sprawiły, że nasz budżet na wyjazd skurczył się w zastraszającym tempie.
W mojej głowie kłębiły się myśli o tym, jak długo ludzie będą gotowi płacić takie kwoty za podstawowe przyjemności wakacyjne. Coraz bardziej oczywiste stawało się, że marzenie o beztroskich wakacjach nad polskim morzem coraz bardziej przypominało złudzenie, które za każdym razem rozwiewało się pod naporem wysokich cen. Coraz częściej zastanawiałam się, czy rzeczywiście nadejdzie moment, gdy zamiast podróży nad Bałtyk, ludzie wybiorą tańsze i bardziej komfortowe wyjazdy zagraniczne.
Pomimo tych negatywnych doświadczeń, starałam się znaleźć radość w drobnych chwilach – uśmiechach dzieci, zachodach słońca, dźwiękach fal. Były to momenty, które przypominały mi, dlaczego w ogóle zdecydowałam się na ten wyjazd. Widok rodzeństwa biegającego po plaży, ich śmiech, gdy budowaliśmy zamki z piasku, były bezcenne. Jednak lekcja, którą wyniosłam z tego wyjazdu, była jasna: nadmorskie kurorty muszą znaleźć balans między chęcią zarobku a zapewnieniem przystępnych cen dla turystów. Bez tego, plaże pełne rodzinnych wspomnień mogą wkrótce opustoszeć, a lokalni przedsiębiorcy, w pogoni za szybkim zyskiem, mogą sami podciąć gałąź, na której siedzą.
Marysia