"Czegoś takiego to ja jeszcze nie doświadczyłam. To ma być chyba jakieś zbierane wesele. W sensie, że młodzi nazbierają tego, co inni przyniosą i nie wykosztują się na jedzenie. Zrobili listę potraw, którą rozdzielili w zaproszeniach. Nam przypadło przygotowanie barszczu. Wielkiego gara dla wszystkich gości".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Dostaliśmy zaproszenie na wesele
Dostaliśmy zaproszenie na wesele. W sumie to od jakiegoś czasu się go spodziewaliśmy, bo kuzynka już długo jest z tym swoim Pawełkiem i przebąkiwali coś o ślubie zawsze, kiedy się widywaliśmy.
Nawet się cieszyłam, bo dawno nigdzie rodzinnie nie byliśmy, a na pewno już nie na takiej imprezce. No i w końcu przyjechali z zaproszeniem. Nie otwierałam go, zanim wyjechali, bo jakoś tak się fajnie gadało, że nie było kiedy. A sami powiedzieli i o terminie i o miejscu, więc zajrzenie do zaproszenia to była tylko formalność.
canva.com
Byłam zaskoczona
Kiedy już w końcu je otworzyłam, byłam naprawdę zaskoczona, a w zasadzie zszokowana. Bo była tam dołączona lista potraw, które mają być weselnym menu i przy każdej potrawie jest adnotacja, która rodzina ma ją przygotować.
Nam przypał barszcz na śniadanie. Wielki gar czerwonego barszczu, bo weselisko duże, na ponad 300 osób. Najpierw pomyślałam, że to jakiś żart. Zadzwoniłam do kuzynki, a ona wyznała, że to taki pomysł, który ma im pomóc trochę z kosztami organizacji wesela.
Tylko że mnie nikt nie zapytał, czy ja mogę coś przygotować. Poinformowano mnie o tym, że mam to zrobić i tyle. A kuzynka jeszcze dodała: ja też będę robiła wielką michę sałatki. No dobrze. Tylko że to jest jej wesele.
Nie wiem, czy pójdę
Tak naprawdę to ja teraz nie wiem, czy w ogóle pójdę. Z jednej strony ugotować gar barszczu to nie jest jakiś wielki koszt, ale to sporo czasu. Problem z transportem. No a ten barszcz nie zwalnia nas z prezentu.
Dodatkowo muszę też ubrać i przygotować siebie, męża i dzieciaki. To też są pieniądze. I kurczę jakoś inaczej bym myślała, wiedząc, że młodzi, wszystko sami organizują. Ale tutaj to my mamy sponsorować całą imprezę. Jakoś mnie to zniechęca. Byłabym temu przychylna, gdybym wiedziała, że na przykład to jedzenie ma być w ramach prezentu. Wtedy mogłabym się poświęcić i gotować ten gar barszczu. Ale skoro z prezentów nikt nas nie zwalnia, to sama nie wiem, czy chcę iść.
Kaśka