"Z Michałem spotykam się od pół roku i nie ukrywam, że jestem bardzo zakochana. Na początku czerwca mój ukochany zaproponował, abyśmy pojechali na kilka dni w plener. Wprawdzie nie byłam fanką namiotów, ale zgodziłam się i to była najgorsza decyzja mojego życia. Na polu namiotowym aż roiło się od gigantycznych komarów. Nie mogłam zasnąć i pomimo specjalnych kremów, cały czas owady kąsiły mnie raz po raz.".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Już pierwszego dnia podróży zaczęły się problemy
Droga na pole namiotowe była długa i wyboista, a nasz samochód, choć niezawodny, zaczynał mieć problemy z podjazdami. Michał, pełen optymizmu, uspokajał mnie, mówiąc, że warto znieść te drobne niedogodności, aby dotrzeć do celu. Dotarliśmy na miejsce późnym popołudniem, zmęczeni, ale zadowoleni z siebie. Rozbiliśmy namiot nad brzegiem jeziora, w miejscu, które wydawało się być idylliczne. Słońce powoli zachodziło, malując niebo w odcieniach różu i pomarańczy, a ja zaczynałam wierzyć, że to może być wspaniały wyjazd.
Z lasu zaczęły wylatywać komary, a ich liczba była przytłaczająca. Wkrótce każde odsłonięte miejsce na mojej skórze było celem dla tych małych, natrętnych stworzeń. Mimo specjalnych kremów i sprejów, które miały nas chronić, komary kąsały nas bez litości. Wydawało się, że są odporne na wszystkie dostępne środki. Próbowałam zasnąć, ale bzyczenie było nie do zniesienia, a każde ukąszenie wywoływało coraz większe swędzenie. Michał starał się mnie pocieszać, mówiąc, że to minie, ale ja czułam narastającą frustrację.
Canva
Noc była prawdziwym koszmarem
Namiot, który miał być naszą oazą spokoju, stał się więzieniem pełnym irytujących intruzów. Każda próba odpoczynku kończyła się kolejnym ukąszeniem. Michał spał spokojnie, jak gdyby komary w ogóle go nie dotyczyły. Patrzyłam na jego spokojną twarz, zastanawiając się, jak może tak beztrosko spać w takich warunkach. Moja złość narastała z każdą godziną. W końcu, zmęczona i zrezygnowana, usiadłam w namiocie, bezsilnie machając rękami, próbując odgonić komary, które zdawały się być wszędzie.
Apogeum mojej złości nastąpiło podczas romantycznej kolacji pod gwiazdami, którą Michał starannie przygotował. Świece, wino, pyszne jedzenie – wszystko było idealne, gdyby nie te przeklęte komary. Każdy moment, który miał być magiczny, został zrujnowany przez ciągłe odganianie owadów. Michał próbował zachować spokój, ale ja nie mogłam ukryć swojej irytacji. Kolacja, która miała być kulminacyjnym punktem naszego wyjazdu, zamieniła się w farsę. Zamiast cieszyć się chwilą, cała moja uwaga skupiona była na odganianiu owadów. Każdy kęs jedzenia przerywany był przez bzyczenie. W pewnym momencie, nie wytrzymałam i wybuchłam.
Wstałam od stołu, wykrzykując swoje niezadowolenie i frustrację. Michał, zaskoczony moją reakcją, próbował mnie uspokoić, ale ja byłam nieugięta. Byłam zła, że wymyślił taki wyjazd, nie przewidując, jak wielką udręką mogą być komary. Byłam zmęczona, obolała i rozczarowana. Nasz urlop, który miał nas zbliżyć do siebie, zamienił się w serię niefortunnych zdarzeń, które na długo zapadły mi w pamięć.
Kasia