"Problem w tym, że Marianna nie organizuje wesela. Będę więc musiała przerwać swój urlop specjalnie po to, by przyjechać tylko na ślub, który trwa max. godzinę. Gdyby zrobiła wesele, wtedy mogłabym się pobawić i nie czułabym, że tracę czas".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Marianna nie wyprawia wesela
Ja i Marianna długo się znamy, bo już od studiów. Poznałam ją, bo była koleżanką mojej koleżanki, ale później same też się zakumplowałyśmy. Nasz najbardziej intensywny okres znajomości przypadł właśnie na czas studiów. W czasie studiów dużo razem imprezowałyśmy, oj dużo. Chodziłyśmy do klubów i na imprezy do znajomych, jednym słowem korzystałyśmy z życia.
Od zakończenia studiów minęło już 10 lat, jednak wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt i raz na kilka miesięcy, wciąż spotykamy się w grupie innych znajomych. Teraz jednak te nasze spotkania są dużo spokojniejsze i — jakby to powiedzieć — grzeczniejsze.
Marianna po wielu próbach i nieudanych związkach, w końcu trafiła na jakiegoś sensownego faceta. Gdy się zaręczyła, bardzo mocno jej kibicowałam i cieszyłam się z jej szczęścia.
Nie będę ukrywać, że najbardziej ucieszyła mnie jednak wizja wesela — tak się składa, że już dawno na żadnym weselu się nie bawiłam i marzę o tego typu rozrywce.
Problem jednak w tym, że Marianna żadnego wesela nie organizuje. Stwierdziła, że ma już 35 lat i jest za stara na takie zabawy. Poza tym szkoda jej kasy i sama szczerze przyznała, że zamiast wydawać kilkadziesiąt albo i nawet kilkaset tysięcy złotych na jeden wieczór, woli wyjechać na jakąś wypasioną podróż poślubną, albo odkładać na wkład własny na mieszkanie.
Mimo tego Marianna już kilka miesięcy temu zaprosiła mnie na swój ślub i zażądała, żebym jak najszybciej potwierdziła, że na pewno na niego przyjdę.
Koleżanka oczekuje, że podporządkuję pod nią swoje plany wakacyjne i przyjadę na jej ślub
No i tu zaczyna się problem, bo Marianna bierze ślub w samym środku wakacji, czyli pod koniec lipca. Tak się składa, że w tym roku dużo pracowałam, ale oszczędzałam na urlopie, dlatego zamierzałam wziąć 3 tygodnie urlopu "longiem" - właśnie wtedy, gdy odbędzie się jej ceremonia zaślubin.
Jednak z powodu ślubu Marianny będę musiała przerwać swój urlop tylko po to, by przyjechać na samą uroczystość w kościele, który trwa max. godzinę. Umówmy się, wszyscy wiemy, jak to będzie wyglądać — ksiądz powie swoje kazanie, później będą życzenia i kwiaty i na tym się skończy, a to wszystko można by załatwić mailem.
Gdyby tego było mało, Marianna bierze ślub w swojej miejscowości rodzinnej, która jest oddalona o ponad 100 km od mojego miejsca zamieszkania — trzeba więc jeszcze doliczyć koszty i czas dojazdu.
Oczywiście rozumiem, że niby sama ceremonia jest najważniejsza, ale nie oszukujmy się, że moje plany wakacyjne i mój czas wolny również jest ważny.
Gdyby jednak Marianna zrobiła wesele, wtedy sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Skoro już przerwałabym swój urlop, to w jakimś konkretnym celu — po to, żeby przez całą noc celebrować jej szczęście małżeńskie. I tak muszę kupić sobie nową sukienkę i nowe buty, zrobić makijaż i się ufryzować. A tak przynajmniej miałoby to jakiś większy sens.
No i mogłabym się pobawić, potańczyć i pogadać ze znajomymi na weselu i nie czułabym, że tracę czas. Oczywiście mogłabym nie przyjść na jej ślub, ale wtedy Marianna na pewno by mi tego nie wybaczyła do końca życia.
35-letnia Julia