"Jako matka oddałabym wszystko, żeby moje dzieci miały wspaniałą przyszłość bez stresu i większych problemów życia codziennego. Uważam, że z mężem zrobiliśmy dużo dobrego, aby tak właśnie było, ale im nasze dzieci są starsze, tym mniejszy wpływ mamy na podejmowane przez nich decyzje. Na przykład moja córka zdecydowała, że nie idzie na studia. Stawia na inne priorytety w układaniu sobie życia, ale mi nie do końca odpowiadają jej przemyślenia".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Rodzicielska troska o przyszłość dzieci
Przyznam szczerze, że jako nastolatka sama bardzo źle znosiłam te wszystkie złote rady i planowanie mi przyszłości przez moich rodziców. Wiadomo, jak to jest, gdy człowiek młody i żyje w jakiejś tam swojej bańce, a rodzice z całkiem innego pokolenia suszą głowę tym, czy tamtym i uważają, że wiedzą lepiej.
Dziś patrzę na to tak, że faktycznie wiedzieli lepiej, ale to zaczyna docierać do głowy, gdy się człowiek kilka razy przysłowiowo poślizgnie na tej skórce od bana. Swoje trzeba przeżyć i już, dlatego razem z mężem jakoś za specjalnie nigdy nie naciskaliśmy na nasze dzieciaki, żeby w dorosłym życiu robiły cokolwiek pod nasze dyktando.
Teraz nie wiemy, czy czasem nie popełniliśmy gdzieś błędu, dając im trochę więcej luzu. Córka pisała w tym roku maturę i w oczekiwaniu na wyniki, które mają zostać ogłoszone 9 lipca, dowiedzieliśmy się, że ona na studia się nie wybiera. Nie powiem, że nie doznałam szoku, bo wcześniej inaczej rozmawialiśmy.
Córka wybrała inną drogą na swoją przyszłość
Najgorszy dla mnie jest jednak fakt, że ona ma już konkretne plany na swoje życie i wieży, że pewnymi działaniami zagwarantuje sobie bajkową przyszłość. Kiedy słuchałam tego wszystkiego, to aż nie dowierzałam, że mówi to moja własna córka, którą starałam się wychować na mądrą, niezależną i przede wszystkim ambitną kobietę.
Plan córki polega konkretnie na tym, że ona, zamiast iść na studia i wziąć przyszłość we własne ręce, to będzie szukać męża, który tę przyszłość na określonym poziomie jej zagwarantuje. Czyli sama się kształcić nie będzie, tylko sobie wykształconego znajdzie, albo takiego, który ma kasę – ja tak to rozumiem.
Nie podoba mi się ten pomysł, ale nie wiem, czy mamy z mężem jakikolwiek wpływ na tę decyzję. Moglibyśmy powiedzieć, że odcinamy kieszonkowe i od teraz będziemy wymagać opłaty za mieszkanie w domu, ale nie jestem do tego przekonana.
Po cichu liczę, że to chwilowy wybryk hormonów i jeszcze jej przejdzie wdrażanie w życie tak niepoważnych pomysłów. W innym wypadku będę musiała się przyznać przed samą sobą, że popełniłam w jej wychowaniu wiele błędów.