"Wróciłem z wielkiego miasta na wieś. Nie dla mnie życie w metropolii"

"Wróciłem z wielkiego miasta na wieś. Nie dla mnie życie w metropolii"

"Wróciłem z wielkiego miasta na wieś. Nie dla mnie życie w metropolii"

Canva

"Przyjechałem do Warszawy do pracy, mając wielkie aspiracje. Znajomi mi po cichu zazdrościli, ale sami nie mieli takiej odwagi, żeby rzucić wszystko i opuścić nasze malutkie miasteczko na południu Polski. Myślałem, że będę tu żył jak król, ale nawet nie wiedziałem, jak bardzo się myliłem".

Reklama

Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Marzenia o metropolii

Pochodzę z małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, a pracy jest jak na lekarstwo. Zawsze miałem wielkie aspiracje. Chciałem zostać lekarzem, albo prawnikiem. Niestety, nie dostałem się na studia w Krakowie, więc wybrałem finanse i rachunkowość. Studiowałem zaocznie, żeby nie wynajmować mieszkania na miejscu, bo nie było mnie na to stać. Po studiach przez kilka miesięcy pracowałem zdalnie dla jednej firmy z Wrocławia, ale niestety zażyczyli sobie pracy stacjonarnej, a na tamten moment nie mogłem sobie na to pozwolić. Zrezygnowałem więc i przez kolejny rok pomagałem tacie w pracy w naszym gospodarstwie. Praca fizyczna nie jest jednak moją mocną stroną. Poza tym cały czas marzyło mi się życie w wielkiej metropolii. Wyjścia po pracy z kolegami do baru, cała oferta kulturalna na wyciągnięcie ręki — kina, koncerty, teatry. U nas nie było nic takiego.

Dlatego, mając 28 lat, podjąłem decyzję o przeprowadzce do Warszawy. W końcu, jak robić karierę to gdzie, jak nie w stolicy? Przeglądałem wiele ogłoszeń o pracę, aż w końcu jedna z dużych korporacji zdecydowała się mnie zatrudnić. Nie zastanawiałem się dwa razy. Spakowałem walizki i wyjechałem. Przez pierwsze dwa tygodnie miałem pomieszkiwać u kolegi, a w międzyczasie znaleźć sobie mieszkanie do wynajęcia.

Panorama Warszawy Canva

Marzenia a rzeczywistość

Jak się okazało, moje wymarzone życie w Warszawie wcale nie wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałem. Kolega mieszkał na obrzeżach miasta, w obskurnym pokoiku. Nie byłem przyzwyczajony do takich warunków. Żeby dotrzeć do pracy, musiałem stać w korkach z godzinę, albo tłuc się zatłoczoną komunikacją miejską. W życiu nie widziałem takich tłumów. Co gorsza, wszędzie śmierdziało. Powietrze było zupełnie inne, niż w moich stronach. I do tego ten wszechobecny hałas. Kolejną rzeczą, która mnie uderzyła, to wszechobecny pęd. Ludzie przebiegali przez pasy na czerwonym, biegli po schodach do metra, mimo że następne było za dwie minuty, wszędzie gdzieś biegli. To był szok kulturowy. Bardzo mnie męczył ten wszechobecny pośpiech. W pracy też nie było kolorowo. Zarzucili mnie mnóstwem obowiązków, z którymi się nie wyrabiałem, a potem musiałem siedzieć po godzinach, za które oczywiście mi nie płacili. Nikt nie był chętny do wychodzenia po pracy, bo wszyscy się spieszyli do swoich domów i rodzin. Byłem bardzo samotny. Ja nie miałem się do kogo spieszyć. Mimo że wcześniej sprawdzałem ceny wynajmu mieszkań, i wydawało mi się, że będzie mnie stać na elegancką kawalerkę, w praktyce okazało się, że do ceny podanej w ogłoszeniu doliczają jeszcze kilkaset złotych czynszu i opłat. Wszystko to było za dużo jak na moją skromną pensję. A do tego ta drożyzna w sklepach.

Wytrzymałem miesiąc i wróciłem do domu. Znajomi się dziwili, ale nie chciałem nikomu nic tłumaczyć, żeby nie wyjść na jakiegoś mięczaka. Wiem jedno — nie żałuję, że spróbowałem, ale więcej już do miasta się nie będę pchał. To nie moja bajka.

Artur

Sposoby na szczęśliwe życie.
Źródło: Canva
Reklama
Reklama