"Mam 42 lata i właśnie urodziłam moje pierwsze dziecko. Wydawało mi się, że późne macierzyństwo ma więcej plusów i minusów, ale w praktyce okazuje się, że trzeba było się na to zdecydować co najmniej 15 lat temu".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wyczekane dziecko
Właśnie zostałam mamą cudownej dziewczynki. Amelka to mój największy skarb, wyczekany i wychuchany. Lekarz powiedział mi, że to był już ostatni dzwonek na zajście w ciążę.
Przy pani stanie zdrowia to i tak cud, że zaszła pani w ciążę w tym wieku
- powiedział mój ginekolog na jednej z pierwszych ciążowych wizyt.
I tak też o tym myślałam — jak o moim wielkim cudzie. Przed narodzinami Amelki dużo czytałam o późnym macierzyństwie i o tym, jakie ma zalety. Ludzie pisali, że to doskonały wiek na posiadanie dzieci, bo można się teraz na nich skupić w 100 procentach, że jesteśmy już dojrzali i mamy inną perspektywę na życie, a także, że ludzie w tym wieku są już raczej w szczycie swojej kariery, więc mają stabilną sytuację finansową. Czytałam to, i serce mi rosło, że tak się to wszystko ułożyło, bo szczerze mówiąc, jeszcze 10 lat temu wcale nie myślałam o rodzicielstwie.
Późne macierzyństwo
Jako nastolatka od razu po szkole wyjechałam z domu za granicę, żeby poznać trochę świata. Całe życie byłam trzymana pod kloszem i chciałam poczuć zew przygody. Wróciłam po 10 latach i zaczęłam robić karierę w korpo. Szło mi doskonale. Dobrze się dogadywałam z zagranicą, bo znałam świetnie język, umiałam też zarządzać zespołem. W życiu by mi do głowy nie przyszło, żeby w wieku 30 lat zachodzić w ciążę. Nie dość, że nie miałam wtedy faceta, to jeszcze pracowałam po 12 godzin dziennie — i świetnie się przy tym bawiłam. W weekendy balowałam, wyjeżdżałam sama lub ze znajomymi. Było super. Aż w końcu przyszedł czas na stabilizację. Tuż przed moimi 40 urodzinami poznałam Piotrka i od razu wiedziałam, że to ten. W pół roku wzięliśmy ślub, a po kolejnym pół roku byłam w ciąży. Wydawało mi się, że przyszedł czas na zmiany i teraz będę wiodła cudowne życie matki polki. Ależ się myliłam.
Słuchajcie, nie ma gorszego czasu na zachodzenie w ciążę niż 40 lat. Serio. Wstawanie 5 razy w nocy w wieku 40 lat to jest nie do porównania, kiedy zarywasz nockę, mając 20 lat. Wtedy po prostu szłam do pracy jakby nigdy nic. Kolejna rzecz: ciało. Nie jest już tak elastyczne jak kiedyś, skóra zaczyna obwisać, a wiadomo, że wszystko podczas ciąży i karmienia się rozciąga. No i w końcu nie pomyślałam o najważniejszej rzeczy, która teraz wydaje mi się oczywista. Przy dzieciach pomaga mi trochę mama, ale ona też już jest leciwa. Jeszcze 10 lat temu z powodzeniem mogłaby przejąć ode mnie obowiązki. A teraz, to za chwilę ja się będę musiała nią opiekować. Także nie warto dziewczyny.
Marianna