"Jestem mamą trzylatka, więc wszędzie zabieram go ze sobą. Nikt mi z nim nie zostanie, żebym mogła zrobić sobie na spokojnie zakupy. Ale już przywykłam, że wszędzie chodzi ze mną. Ostatnio poszliśmy do sporego sklepu, gdzie można było kupić dużo różnych gadżetów. Alejki między półkami były dość wąskie, a tego dnia padał deszcz, więc mieliśmy przy sobie parasole. Mały zahaczył stojące na jednej z półek wazony i wszystkie pospadały. Ekspedientka kazała mi pokryć ich koszt, a przecież to nie była nasza wina".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wszystko robię z synem
Wszystko robię z moim synem, ze względu na to, że nikt nie chce zostać z moim trzylatkiem. Od kiedy się urodził, nigdy jeszcze nikomu go nie zostawiłam. Po wakacjach mamy mieć przygodę z przedszkolem, ale sama nie wiem, czy to będzie bardziej stresujące dla mnie, czy dla niego.
Sprzątam z nim, gotuję, robię z nim zakupy, a nawet zabieram go do łazienki, kiedy chcę się wykąpać. Rozkładam mu koc, przynoszę zabawki i on sobie tam urzęduje. Bo gdybym tego nie zrobiła i tak czatowałby pod drzwiami.
Niektórzy proszą rodziców czy teściów o pomoc. A ja jakoś nie chcę. Myślę sobie, że własne dzieci już odchowali, a zajęcie się moim to mój obowiązek.
Czasem sprawia problemy
Czasem synek sprawia problemy. Zdarza się, że muszę wyjść gdzieś wcześnie rano, a on chciałby jeszcze spać. Nie jest wówczas zachwycony, no ale co zrobić.
Zdarza się, że marudzi strasznie gdy gdzieś jesteśmy. Szczególnie podczas załatwiania spraw urzędowych. No ale potrafi też na przykład położyć mi się na podłodze w sklepie i głośno zaznaczać, że chce, żebym mu coś kupiła. No bywa i tak.
Ostatnio padał deszcz, a jechaliśmy pociągiem do innego miasta. Pociąg miał opóźnienie, więc żeby jakoś przetrwać czas oczekiwania, postanowiłam wejść z młodym do sklepu, w którym można było znaleźć dużo różnych gadżetów.
Mieliśmy ze sobą parasole i ja wiedziałam, że to zły pomysł, ale innego nie miałam.
No i stało się
No i stało się. Alejki w sklepie były bardzo wąskie i gdy przeciskaliśmy się z synkiem pomiędzy nimi, on strącił parasolem kilka szklanych wazonów.
Oczywiście potłukły się na drobny mak.
Ekspedientka wezwała od razu kierownika i musiałam zapłacić za te wazony, a to było kilka stówek. Ledwo wystarczyło mi później na bilet na pociąg.
Żadne moje tłumaczenia nie pomagały. Zagrożono mi policją, więc się nie wykręcałam. A przecież te wazony można było ustawić inaczej i w innym miejscu. Czasu nie cofnę, ale jestem bardzo rozżalona. Ekspedientka kompletnie nie próbowała postawić się w mojej sytuacji.
Mama Igorka