"Trudno jest przyznać się do słabości, ale ja niestety już muszę to zrobić. Długo radziłam sobie sama, przyszedł jednak czas, że przestałam być samowystarczalna i nawet domowe obowiązki, takie podstawowe, sprawiają mi ogromną trudność. Byłam przekonana, że gdy poproszę o pomoc własne dzieci, to one mi jej nie odmówią. Niestety myliłam się. Żadne z dzieci nie chce mnie przyjąć pod swój dach, a ja poświęciłam im przecież całe życie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu
Już nie mogę żyć sama
Niestety już nie mogę żyć sama. Jestem osobą, dla której samodzielność jest bardzo ważna. Mój mąż zmarł szybko, niespodziewanie. Zostałam z dziećmi sama i poświęciłam im resztę swojego życia. Dbałam o to, żeby wszystko miały, dlatego też dużo pracowałam.
Po latach zauważam, że może nie zbudowałam z nimi takiej więzi, jaką powinnam się starać zbudować. Ale mimo wszystko jestem ich matką. Kiedyś to moje dzieci potrzebowały, bym się nimi zaopiekowała.
Teraz ja tego potrzebuję, choć zwykle nikogo o nic nie proszę. Tym razem już musiałam, ale nie spodziewałam się, że wszyscy odmówią mi pomocy.
Najpierw odezwałam się do syna
Na początku odezwałam się do syna. Z nim rozmawiam najwięcej, a on sam zna moją sytuację. Pomaga mi z resztą mocno finansowo, gdy brakuje mi na leki. Jak potrzeba, to mnie też podrzuci do lekarza, a raz w miesiącu jedziemy razem na większe zakupy, żebym nie musiała dźwigać.
Wyznałam mu, że boję się już mieszkać sama. Ale on zaoferował mi tylko, że opłaci mi opiekunkę, która mieszkałaby ze mną przez cały czas, dotrzymywałaby mi towarzystwa i pomagała w codziennych obowiązkach.
Córki też odmówiły pomocy
Propozycja syna mi się nie spodobała, więc odezwałam się do córek, ale żadna z nich również nie zaproponowała mi, że weźmie mnie pod swój dach.
Poczułam się odrzucona. Jak bym nic nie znaczyła. Jak bym była ciężarem. I oczywiście ja rozumiem, że to nic przyjemnego opiekować się schorowaną matką, ale przecież ja też siedziałam obok ich łóżek i czuwałam, gdy byli chorzy.
Zrezygnowałam z własnego życia, z przyjemności, żeby tylko niczego im nie brakowało. A teraz siedzę sama w fotelu i patrzę w okno, myśląc, że nie zasłużyłam nawet na odrobinę życzliwości ze strony dzieci. Nie uważam, bym była aż taką złą matką. Teraz, po latach, na pewno wiele rzeczy zrobiłabym inaczej, gdybym tylko mogła cofnąć czas. Ale tego nie da się zrobić.
Zostaje mi chyba tylko dom starców. A tak bardzo nie chciałam się tam znaleźć.
Helena