"Moje 8-letnie dziecko nadal nie czyta płynnie, ale nie to mnie martwi. Najbardziej na bakier Lenka jest z matematyką, bo tabliczka mnożenia u niej leży i kwiczy. Bartek zapamiętał na wyrywki całe mnożenie do 100, a ona ledwo dodawanie do 20 ogarnęła. Woli grać w gierki i marnować czas. Zresztą, odkąd zakazano prac domowych, odmówiła jakiejkolwiek nauki w domu. Stwierdziła, że od uczenia się są lekcje. Mam obawy, że z tym lekceważącym podejściem do nauki nie poradzi sobie w życiu".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja córka ma 8 lat i nie umie tabliczki mnożenia
Lenka w lutym obchodziła 8. urodziny. Jest w tej chwili w pierwszej klasie podstawówki i w dodatku jest najstarszą dziewczynką w klasie. Zresztą, klasa jest dość spora, bo liczy 24 dzieci. Próbę porównawczą mam szeroką.
Kilka dni temu nasza wychowawczyni zwołała ostatnie w tym roku szkolnym zebranie, po którym jestem totalnie przybita. Wiedziałam, że z nauką u Lenki ostatnio było na bakier, ale nie spodziewałam się, że aż do tego stopnia.
Gdy pani Jadwiga opowiadała, co potrafi klasa i inne dzieci, aż się za głowę złapałam! Są u nich dziewczynki, które już czytają płynnie jak dorośli. Mojej córce jeszcze do tego daleko, zatrzymuje się na sylabach i szybko się zniechęca. Ale nie martwiło mnie to do tej pory, ja też tak miałam w pierwszej klasie.
Co innego spędza mi sen z powiek. Najbardziej na bakier Lenka jest z matematyką, bo tabliczka mnożenia u niej leży i kwiczy. A najgorsze jest to, że nie dlatego, że Lenka czegoś nie rozumie. Jej się po prostu nie chce, albo inaczej - ona wie, że nie musi tego zapamiętać sama, tylko pani musi jej to nałożyć do głowy na lekcjach. A do tego jeszcze mówi, że to niepotrzebne, bo ma w telefonie zaraz obok gierek. Ma sporo wymówek.
Bartek i Hania zapamiętali na wyrywki całe mnożenie do 100, aż dostali pochwałę na zebraniu, a moja Lena ledwo dodawanie do 20 ogarnęła. Woli grać na swoim telefonie i ganiać po podwórku. Tę tabliczkę mnożenia mieli już w I klasie od 1 do 3, więc nie od razu cały zakres. A ja nawet nie wiedziałam, bo przecież podręczniki są w szkole, do domu Lena nic nie przynosi prócz niezjedzonych kanapek, więc nie miała jak dotrzeć do mnie ta informacja.
Moja córka nie chce się uczyć w domu. Mówi, że od tego jest szkoła
Zresztą, odkąd zakazano prac domowych, Lenka odmówiła jakiejkolwiek nauki w domu. Stwierdziła, że od tego są lekcje. Tak twierdzą też jej dwie najbliższe koleżanki i kolega ancymon, który nigdy nikogo nie słucha - ani rodziców, ani nauczycieli. Za to u rówieśników ma autorytet, nie wiedzieć czemu.
Jestem tym wszystkim podłamana. Mam obawy, że z tym lekceważącym podejściem do nauki moja córka nie poradzi sobie w życiu. Już nawet nie chodzi o płacenie za bułki w osiedlowym sklepiku ani liczenie pieniędzy, żeby nie dać się nikomu oszukać, tylko o życie. Ta nieszczęsna tabliczka to tylko przykład.
Jeśli zawsze będzie uważała, że nic nie musi robić, bo inni zrobią za nią, a ona tylko odsiedzi swoje (dzisiaj w klasie, jutro w pracy) - i nara - to z takim podejściem daleko nie zajdzie. Od samego siedzenia wiedza nie wsiąknie w nią jak w gąbkę. Nad tym trzeba się zastanowić, powtórzyć, poćwiczyć, do skutku. Aktywnie, a nie receptywnie.
To już nawet nie chodzi o to, że się wstydzę, że moja córka jest w dolnej połowie klasy. Nie podoba mi się to przerzucanie odpowiedzialności za wiedzę i umiejętności dzieci w całości na osoby trzecie - nauczyciela, który musi każdemu z wychowanków włożyć do głowy tę nieszczęsną tabliczkę od 8 do 11, bo przecież nie może zadać powtórki w domu. Bo wtedy cała odpowiedzialność jest zdjęta z dzieci aż do końca III klasy. Nie mam pojęcia, jak mam córkę zmotywować, skoro ona też jest tego świadoma.
Nie wiem, co te dzieci będą miały w głowach po skończeniu III klasy. Na pewno nie tabliczkę mnożenia, której się nie nauczyły, traktując szkołę jak przechowalnię. Jeszcze się okaże, że najważniejszym przedmiotem szkolnym jest kanapka, bo tej nie wyciągniesz z telefonu, tylko musisz na nią zarobić swoją pracą i wysiłkiem.
Rozczarowana mama