"Mój młodszy brat dostał zdalnie sterowaną terenówkę, a ja nic. Rodzice złożyli mi tylko życzenia. Czekałem, aż wyciągną prezent albo chociaż kasę, ale oni zapytali tylko, czy pojechałbym autem ojca do marketu, bo ziemniaki się skończyły. Co mnie obchodzą jakieś ziemniaki! Matka z ojcem traktują mnie jak pomoc domową, a przecież ja mam ważniejsze rzeczy na głowie - muszę skończyć studia. Zachowali się niesprawiedliwie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedy byłem mały, lubiłem Dzień Dziecka
Muszę się komuś wyżalić, bo chyba pęknę. Moi rodzice traktują mnie niesprawiedliwie i w ogóle nie rozumieją moich potrzeb. Niby kochają mnie i Maciusia tak samo, a tymczasem mój bracholek może wszystko i nigdy go za nic do kąta nie postawią, a ode mnie wciąż czegoś chcą.
Dopiero co był Dzień Dziecka. Jestem przyzwyczajony, że matka z ojcem corocznie obchodzili to święto. Jak byłem mały, to zabierali mnie do lodziarni na pierwsze lody w sezonie. Albo wychodziliśmy gdzieś całą rodziną. Pamiętam to jak dziś - wesołe miasteczko, kolejka górska. Sztos!
Teraz już mnie to nie rajcuje, ale przecież wciąż jestem ich dzieckiem. Co z tego, że mam 24 lata i zaraz kończę studia, a Maciuś 5 lat. W takie dni jak Dzień Dziecka wypadałoby wszystkie dzieci potraktować jednakowo i dać im chociaż symboliczny prezent, albo o podobnej wartości każdemu swojemu dziecku. Zwłaszcza że wciąż z nimi mieszkam.
canva.com
Rodzice nic mi nie dali na Dzień Dziecka
Nie mogłem uwierzyć, kiedy zobaczyłem, że mój młodszy bracholek dostał wymarzoną terenówkę na Dzień Dziecka! Maciej od stycznia w kółko gadał o jakimś zdalnie sterowanym samochodzie terenowym, który widział u kolegi z przedszkola. I ten kolega czasem daje mu się pobawić swoją zabawką, a czasem nie. I wtedy był płacz, a ja już nie mogłem tego zawodzenia słuchać. No to teraz się przekonałem, o jakie auto chodzi, bo młody szczebiotał, aż go całe osiedle musiało słyszeć.
Ja mówiłem ojcu o nowej grze na konsolę, i jakoś jej nie dostałem. W ogóle nic nie dostałem. Rodzice złożyli mi życzenia, uściskali i był koniec tematu. Czekałem, aż wyskoczą z prezentem albo kasą, ale nic takiego się nie stało. Daliby dwie stówy, to bym sobie sam kupił to, co chcę.
Już się w środku zagotowałem, a wtedy ojciec nieświadomy wyskoczył z pytaniem, czy pojadę jego autem do marketu, bo ziemniaków brakło na obiad. To tak?! Młodszy brat nie ma żadnych obowiązków i dostaje najlepsze zabawki, a o mnie nawet nie pamiętają, tylko traktują jak pomoc domową.
Niech sobie sam po te ziemniaki jedzie, skoro to jego auto. Ja mam ważniejsze rzeczy na głowie, choćby studia skończyć. Nie mam czasu na pierdoły takie jak ziemniaki. Zwłaszcza, kiedy rodzice traktują mnie niesprawiedliwie.
Piotrek