"Moja żona zgasła dosłownie z tygodnia na tydzień i zostawiła mnie samego z małym synkiem. Dla mnie był to cios. Nie dość, że cierpiałem po nagłej śmierci Anny, to jeszcze tego samego dnia wieczorem dostałem wiadomość, że mama Anny nie żyje. Strata dwóch cudownych i bliskich osób była dla mnie bardzo bolesna, ale nie mogłem w spokoju przejść żałoby, bo już nazajutrz po pogrzebie rodzina zaczęła wypytywać o dom".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja żona zmarła nagle, a tuż po niej mama
Jeszcze trzy miesiące temu byłem szczęśliwym mężem, a mój dwuletni synek miał babcię. Mieszkaliśmy sobie w wygodnym, piętrowym domu z ogrodem. Dom był położony na przedmieściach, mieliśmy blisko do żłobka, do pracy.
Babcia Franka, moja teściowa, wychowała się w tej okolicy, a jej skromny dom był położony trzy numery dalej. Bliziutko, choć w ostatnich latach i tak wciąż nalegaliśmy i prosiliśmy ją, żeby dla własnego dobra wprowadziła się do nas. Mama Anny miała problemy z krążeniem i obawialiśmy się, że w nagłej sytuacji nawet te 150 metrów okaże się zbyt dużą odległością. Śmiała się tylko, żebyśmy się nie martwili, ona już napisała testament i nawet jak umrze, to wszystko przepisze na Anię.
Dziś po tym prostym, sielskim życiu nie ma śladu. Zostaliśmy sami, ja i mały Franciszek... Nigdy nie spodziewałbym się, że spotka nas taka tragedia.
Moja żona od jakiegoś czasu skarżyła się na bóle brzucha. Poszła z tym do lekarza, ale jeden zupełnie zbagatelizował sprawę i przepisał jej tylko jakieś krople na niestrawność. Drugi sugerował stres i wrzody, a dopiero trzeci zlecił badania i wyszło, że moja Anna ma nowotwór z przerzutami. Był nieoperacyjny i już tak rozsiany, że nic nie było w stanie nam pomóc... Dla wszystkich był to ogromny cios. Dwa miesiące później Ani już z nami nie było. Zmarła w szpitalu. Do końca byłem przy niej.
Czarę nieszczęścia przepełniła kolejna wiadomość - gdy mama Anny dowiedziała się o śmierci córki, jej serce nie wytrzymało. Tym sposobem mieliśmy dwa pogrzeby naraz.
Po pogrzebie rodzina zaczęła rozpytywać o spadek
Na pogrzebie Anny i jej mamy zjawiły się tłumy ludzi. Zjechała się nasza rodzina z całej Polski. Było rodzeństwo Anny, siostra i brat jej matki ze swoimi rodzinami, także sporo osób od strony teścia. Grób wręcz tonął w kwiatach. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co się stało.
Myślałem, że gdy stypa w dobiegnie ku końcowi, będę mógł odpocząć po tym wszystkim, psychicznie i fizycznie. Ale już od następnego dnia się zaczęło! Nagle wszyscy najbliżsi bardzo się zainteresowali losem spadku. Stwierdzili, że skoro Anna zmarła wcześniej, to nikt jej już nie uwzględni w podziale majątku matki, więc wszystko biorą po połowie bracia Anny.
Dodam - ci dwaj bracia Anny, którzy jeszcze miesiąc temu mieli w nosie opiekę nad matką, bo musieli lecieć na wakacje za granicę. Ja musiałem wszystkiego dopilnować, mając jeszcze synka i umierającą żonę!
Nawet o nasz dom pytali, bo nie mogli wciąż ścierpieć, że mama Anny kiedyś dała nam w darowiźnie środki, które włożyliśmy w wykończenie. Teraz oni chcieliby, żeby tę darowiznę też podzielić na trzy, sprawiedliwie.
Mama Anny zdecydowała, komu chce przekazać dom
Nawet nie wiedziałem, co powiedzieć, tylko wyprosiłem ich z domu pod pretekstem, że muszę odpocząć, i powiedziałem, że na pewno się do nich odezwę, jak już wrócę do rzeczywistości...
Póki co nikomu nie oddam kluczy do domu Anny matki. Dwa tygodnie później, gdy doszedłem do siebie, odszukałem jej testament... Okazało się, że w dokumencie sprzed miesiąca wcale nie figuruje Anna, tylko Franciszek. To dla mnie zaskoczenie! Wszystko powinno być już u notariusza.
Jestem wstrząśnięty i nie wiem, czy w takim wypadku ci dwaj bracia i rodzeństwo babci cokolwiek dostaje? Mój syn będzie teraz czekał 16 lat, aż dorośnie, żeby objąć ten dom w posiadanie?
Grzesiek