"Nigdy nie mówiłam, że oczekuję od przyszłej chrzestnej czegokolwiek. Ja sama w dzieciństwie własną chrzestną widywałam raz na rok i nie zawsze wtedy coś dostawałam. Wiem, że teraz jest inaczej, ale przecież ja nie jestem z tych, co tylko czekają na duże prezenty i grubą kopertę. Na początku nie załapałam, że chodzi o to, bo może inaczej bym podeszła do rozmowy i propozycji. Teraz nie wiem, co robić, bo chrzest jest za trzy miesiące, a ja nadal nie mam kandydatki na chrzestną".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Chcę znaleźć chrzestną, która zrozumie, że nic od niej nie chcę
Kiedy rozmawiałam z moimi koleżankami z pracy o chrzcie i chrzestnych, to już wtedy mi mówiły, że mogę mieć problem ze znalezieniem kogoś na to miejsce, bo wiele osób obecnie odmawia. Wtedy w duchu się z tego śmiałam, no bo co za problem zostać chrzestną. One zaś mówiły, że ludzie teraz nie chcą takiej odpowiedzialności finansowej, zbywałam to milczeniem.
Jednak chyba mają rację, bo jak zaczęłam szukać potencjalnych kandydatek, to żadna się nie zgodziła. Miałam trzy, swoją siostrę, która zasłoniła się niedawno przebytą chorobą nowotworową, a także kuzynkę, która ma już trójkę dzieci chrzestnych i stwierdziła, że to dla niej wystarczająco. Kiedy zaczęłam dociekać, to powiedziała, że każdemu dziecku trzeba trochę dać samego siebie i albo robić to z dobrze, albo wcale.
Później poprosiłam o to przyjaciółkę, którą znam całe życie. To był mój ostatni wybór, więc miałam nadzieję, że się zgodzi. Wtedy ona powiedziała mi, że przyjaźń przyjaźnią, różnie w życiu bywa i lepiej by było, gdyby poprosiła o to kogoś z rodziny, bo ta jest zawsze. W końcu zostałam bez kandydatki.
Przecież nie mogę zmusić nikogo do bycia chrzestną
Faktycznie zaczęłam szukać po rodzinie, bliższej, dalszej, mojej i męża, choć z jego strony mamy chrzestnego i wolałabym jednak mieć matkę chrzestną z mojej strony. Jednak na razie poszukiwania idą na marne. Zapytałam kolejne osoby o to, ale wszystkie odmówiły. Jednak te już przycisnęłam do ściany i powiedziały mi, że chodzi o pieniądze.
Powiedziałam że nie chodzi mi o koperty, prezenty i finansowanie dziecka, ale o bycie chrzestną w dobrym tego słowa znaczeniu. Ludzie zwykle się uśmiechali i mówili, że dziękuję za propozycję, ale nie będą mogli jej przyjąć. Ostatecznie chyba zostanie jeden tylko chrzestny. Na szczęście tak można, choć i tak mi przykro, że nikt nie chce być dla niewinnego dziecka chrzestną, bo inni mają jakieś chore wymagania względem swoich.
Ania