"Każdego dnia czuję, jak moja żona staje się oziębła i bez uczuć do mnie. Kiedyś spędzaliśmy każdą chwilę razem i cieszyliśmy się swoją bliskością. Dziś nic z tego nie zostało. Najbardziej martwi mnie, że nawet nie próbujemy dojść do zgody. Moja żona woli wyjść wieczorem sama albo znaleźć wymówkę, by nie spędzać ze mną czasu."
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedyś byliśmy nierozłączni
Pamiętam, jak spędzaliśmy godziny na rozmowach, śmiechu, ciesząc się swoim towarzystwem. Teraz, gdy próbuję z nią porozmawiać, zdaje się być gdzieś indziej myślami. Ostatniej nocy, kiedy usiedliśmy razem przy stole po tym, jak dzieci poszły spać, spróbowałem poruszyć temat naszych problemów. Powiedziałem jej, że musimy porozmawiać. Spojrzała na mnie przelotnie, a potem wróciła do przeglądania telefonu, pytając, co się stało.
Powiedziałem jej, że martwię się o nas, że czuję, jak się od siebie oddalamy. Zapytałem, kiedy ostatnio spędziliśmy czas tylko we dwoje, bez dzieci, bez obowiązków. Westchnęła i odłożyła telefon, mówiąc, że przesadzam, że ma dużo na głowie - praca, dzieci, dom. Starałem się zachować spokój, choć wewnątrz kipiałem od emocji. Powiedziałem, że rozumiem, ale że ja też jej potrzebuję. Że nasze małżeństwo potrzebuje.
Joasia wzruszyła ramionami i powiedziała, że robi, co może. To mnie zabolało. W jej głosie nie było ani śladu ciepła, jakie kiedyś tam słyszałem. Zapytałem, czy jeszcze mnie kocha. Spojrzała na mnie zaskoczona, jakbym właśnie zadał jej najdziwniejsze pytanie na świecie. Odpowiedziała, że oczywiście, ale jej ton był beznamiętny. Powiedziała, że czasem trudno wszystko pogodzić.
Nie wiedziałem, co dalej powiedzieć
Czułem się, jakbym stąpał po kruchym lodzie. Powiedziałem, że chciałbym, żebyśmy coś z tym zrobili, może terapia albo chociaż więcej czasu tylko dla nas. Joasia westchnęła głęboko i powiedziała, że nie wie, że może, zobaczymy. Zostawiła mnie z tymi słowami, a ja siedziałem jeszcze długo po jej wyjściu z kuchni. Przypomniałem sobie nasze początki, naszą młodzieńczą miłość, wspólne marzenia. Gdzie to wszystko się podziało?
Kolejne dni nie przyniosły poprawy. Joasia wciąż wychodziła, a ja zostawałem sam z dziećmi. Starałem się być dla nich najlepszym ojcem, ale w sercu miałem pustkę. Czasem łapałem się na tym, że siedzę w salonie, patrząc na drzwi i czekając, aż wróci. Każde jej wejście do domu budziło we mnie nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że może coś się zmieni. Jednak za każdym razem było tak samo - chłodne powitania, szybkie wymiany zdań, brak bliskości. Czułem, że tracimy to, co było najpiękniejsze w naszym związku. Zacząłem zastanawiać się, czy możemy to jeszcze naprawić. Czy da się odnowić płomień, który kiedyś nas ogrzewał?
Tomek