"Za kilka tygodni wyprawiam pierwszą komunię mojego dziecka i przyznam, że początkowo mieliśmy z mężem plany na jakieś większe przyjęcie, ale ostatecznie z nich zrezygnowaliśmy. To właśnie przez to bratowa odmówiła przyjścia na komunię mojego syna. Powód rozbawił mnie do łez, ale przynajmniej utwierdziłam się w końcu, z jakim człowiekiem mam do czynienia. Czekam tylko, aż jej dzieci będą szły do komunii".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Przyjęcie komunijne w domu
Dzisiaj to wiadomo, jak to jest z tymi komuniami. Nie bez powodu ludzie się śmieją, że zamiast kameralnego obiadu w gronie najbliższej rodziny, to się robi z tego przyjęcie weselne na 100 osób. Lokale się cieszą, bo mają żniwa i swoje zarobią, ale nie o to chodzi w tym ważnym dla dziecka dniu.
Jak już wspomniałam, chcieliśmy z mężem robić przyjęcie komunijne na większą ilość gości, ale nie na zasadzie pokazówki, a bardziej rodzinnego spotkania. Rzadko się widujemy wszyscy i jest mi z tego powodu przykro, stąd też początkowo taki, a nie inny pomysł.
Zaczęliśmy się rozglądać za salą i tu szybciutko zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Ceny jak z kosmosu, a to i tak w jakichś podstawowych wersjach. Chcesz coś więcej, to płać i tak doją ludzi, ile się da. To nie na moje nerwy no i nie na nasz portfel.
Po długich dyskusjach z mężem uznaliśmy, że przyjęcie komunijne zorganizujemy w naszym domu. Jest salon z wyjściem na taras, a tam zaraz kawałek ogrodu, więc tak przyjemnie posiedzieć. Czego chcieć więcej? Tym bardziej że tego dnia nie chodzi przecież o przepych i chwalenie się bogactwem, ale nie wszyscy są tego samego zdania...
Bratowa oczekiwała czegoś innego?
Zaproszenia rozdaliśmy wśród tej naprawdę najbliższej rodziny (wyszło nam 26 osób). Zakładałam, że każdy się pojawi, ale mimo wszystko zamieściłam informację o potwierdzeniu obecności, bo przecież tak się teraz robi i to zupełnie normalne.
Żona mojego brata stwierdziła, że to normalne nie jest, gdy robimy przyjęcie w domu. Osobiście zadzwoniła do mnie i powiedziała, że nie przyjdzie, gdyż nie czuje się mile widziana (chodziło jej o tę prośbę potwierdzenia obecności).
Na koniec rozmowy rzuciła mi jeszcze, że gdybym miała odrobinę empatii, to nigdy nie zorganizowałabym dziecku przyjęcia komunijnego w domu. Jej zdaniem inne dzieci będą się z niego śmiać, bo dzisiaj każdy robi w lokalu.
Po tym tekście to ona rzeczywiście przestała być mile widziana na tej komunii, o czym nie omieszkałam jej powiedzieć na do widzenia. Wiedziałam, że jest nienormalna, ale nie sądziłam, że aż do takiego stopnia.
Ewelina