"Moja pasja i praca to szycie rzeczy dla dzieci. Wkładam w to całe swoje serce. Rozwinięcie skrzydeł i wyrobienie sobie marki kosztowało mnie wiele pracy i wysiłku. Wiadomo, know-how w każdej dziedzinie to cenna rzecz, nikt tego nikomu nie poda na tacy. Choć niektórzy nie rozumieją... Napisała do mnie wczoraj jedna uprzejma mamusia, która bardzo chciała, bym spełniła jej prośbę z uwagi na to, jak cenny jest jej czas z dzieckiem! Nie mogłam nie odpisać..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Szyję rzeczy dla dzieci od kilku lat
Od kilku lat zajmuję się szyciem rzeczy na zamówienie, głównie takich dla dzieci. Od tego się zresztą zaczęło... Mam dwójkę własnych dzieci i długo szukałam dla tych swoich szczuplaków jakichś fajnych ubrań, które by dobrze na nich leżały i miały odpowiednią jakość, a nie nadawały się do kosza po jednym praniu. Odkąd sama szyję im ubrania, skończyły się tego typu problemy.
Tak mi się to spodobało, że w przeciągu 2 lat przekułam swoją pasję w pracę zarobkową. Teraz szyję także na zamówienie, mam swój profil w mediach społecznościowych, stronę, noszę się z zamiarem otwarcia sklepu internetowego. Udało mi się rozwinąć skrzydła. Wciąż jednak czasami zdarzają się sytuacje, które wprawiają mnie w osłupienie.
Canva
Dostałam przemiłą wiadomość od klientki. Po mojej odmowie pani zmieniła ton
Wczoraj dostałam przemiłą wiadomość od pewnej niedoszłej klientki. Dosłownie dwa akapity, a było tam tyle pięknych słów i pochwał... Wiadomość aż ociekała komplementami i chyba miała na celu połechtać moje ego.
Pani Ewa (bo tak się podpisała) rozpływała się nad tym, jakie szyję piękne ubranka i że bardzo gratuluje talentu i pomysłu, zazdrości i się zachwyca. Bardzo jej się spodobała zwłaszcza taka jedna bluza z kapturem, uszyta z fajnej dresówki w peonie...
I tu się zaczęło! Ta kobieta stwierdziła, że jej w tej chwili nie stać na zamówienie ode mnie takiej bluzy, poza tym jej 2-letnia córeczka wymarzyła sobie ciut inny fason (jak?! Już widzę dwulatkę z zasobem słów, który pozwala jej rozprawiać o fasonach odzieży... tia). I czy w związku z tym mogę jej napisać, gdzie kupiła ten przepiękny materiał? To ona nie będzie mnie już kłopotać, tylko sama sobie tę bluzę uszyje, a mi wystawi dobrą opinię.
Myślałam, że padnę. Z grzeczności odpisałam tylko:
Przykro mi, ale nie zdradzam swoich źródeł.
- na co godzinę później ta niedoszła klientka przysłała kolejną wiadomość, ale już w innym tonie:
Nie spodziewałam się, że z pani taka wredota. Ja mam córkę i nie mam czasu szukać tych materiałów, ale przez panią musiałam to zrobić sama, zajęło mi to aż 20 minut... A chciałam spędzić ten cenny czas z dzieckiem! Cóż, z takim podejściem nigdy nie będzie pani rozpoznawalna w internecie. A mogłam pani pomóc, przysługa za przysługę, bo jestem specjalistką od PR i wiem, co trzeba zrobić, żeby odnieść sukces. Zastanowię się teraz nad odpowiednim komentarzem o pani... I powiem pani, co jeszcze zrobię. Kupiłam już ten materiał bez pani łaski, uszyję z niego wypasioną bluzę i wszystkim napiszę na fejsie, gdzie kupiłam materiał. Na nic pani ukrywanie. Nie pozdrawiam.
Nie ma nic za darmo
Na koniec przesłała jeszcze całuska. No bez kitu! Po takiej ripoście nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać... A ja to może nie mam dzieci, co? Ta dwójka w sąsiednim pokoju przypałętała się przypadkiem? Ale cóż, ona jest madką z bombelkiem, którego trudno zadowolić, i to ja powinnam zrozumieć...?
Tylko ja wiem, ile trudu i wysiłku kosztowało mnie dojście do tego momentu z moją pasją i działalnością. W końcu wiedza o tym, jak coś należy robić, często przychodzi z doświadczeniem...
Nikt mi niczego nie podał za darmo na tacy. Również źródeł materiałów, z których szyję. Wszystko musiałam znaleźć sama i poświęciłam na to o wiele więcej czasu niż 20 minut, zanim w końcu trafiłam na jakość i wzory, które mi odpowiadają.
Choć niektórym się wydaje, że jednak mogą oczekiwać, że ktoś im coś za darmo sposób zaserwuje... Żeby nie musieli sami się wysilać. Cóż, nie ze mną te numery. Jeśli ta pani to czyta, również nie pozdrawiam.
Anka