"Nie lubię tych delegacji. Zostawiam wtedy w domu męża i dwie córeczki, które zresztą muszę odsyłać do mojej mamy w obawie, że mąż sobie z nimi nie poradzi. Tak zrobiłam też tym razem. Zawsze wracałam na czas, ale tym razem okazało się, że możemy wyjechać dzień wcześniej, bo jeden z kontrahentów nie dojechał w umówione miejsce. Postanowiłam nie informować o tym męża i po prostu przyjechać. Weszłam do domu tak zupełnie niezapowiedziana i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie lubię delegacji
Uwielbiam moją pracę, ale nie lubię delegacji. Kiedyś lepiej je znosiłam, ale wtedy jeszcze nie byłam mamą. A teraz zwyczajnie tęsknię za moimi córeczkami zawsze, gdy nie widzę ich dłużej, niż jeden dzień.
Takie delegacje trwają nawet 10 dni, więc to bardzo długo. Do tęsknoty dochodzą też zmartwienia. Bo mój mąż również pracuje. Dziewczynki wprawdzie chodzą do przedszkola, ale ja i tak odsyłam je na czas mojej nieobecności do babci, a mojej mamy, bo jestem wtedy spokojniejsza. Nie wiem tak naprawdę, czy mąż umiałby sobie poradzić z naszą domową ferajną.
Znów jechałam na tak długo
To była jedna z moich najdłuższych delegacji. Niby fajnie, bo przy okazji wakacje, ale jednak wolałaby jechać z rodzinką, a przynajmniej z moimi córeczkami, co oczywiście nie wchodziło w grę.
Załatwiłam im wszystko, zrobiłam zakupy do babci, żeby miały tam to, co lubią. Wprawdzie moja mama świetnie gotuje, ale ja lubię rozpieszczać córki i chciałam, żeby zawsze mogły sięgnąć po to, na co akurat mają ochotę.
Rozstanie z nimi przyszło mi trudno. Nie wyjeżdżałam na tak długo od prawie dwóch lat. Nie wiedziałam, jak one zniosą rozstanie. No ale nie miałam wyboru.
Czas mi się dłużył
Czas na tym wyjeździe tak mi się dłużył, że nie mogłam znaleźć tam sobie miejsca. Zanim zostałam mamą, umiałam się bawić, korzystać z tak naprawdę darmowych wakacji. Ale teraz nie.
Więc gdy tylko usłyszałam, że szef pozwala nam na wcześniejszy powrót, nawet się nie zastanawiałam. Oczywiście musiałam zarezerwować lot za własne pieniądze, ale to nie miało dla mnie znaczenia.
Postanowiłam wrócić, nie mówiąc o niczym mężowi.
Najpierw pojechałam do mamy, bo chciałam zobaczyć dziewczynki, ale ona powiedziała mi, że już drugiego dnia mąż zabrał je do domu.
Byłam w szoku, bo nikt mi o tym nie powiedział, ale mama wyznała, że on po prostu chciał mi pokazać, że potrafi zająć się własnymi dziećmi.
Gdy weszłam do domu, akurat czesał starszą przed snem, a młodsza zajadała kaszkę z owocami, sam ją ugotował.
W domu było czyściutko. A dziewczynki były zadowolone. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. I od razu pomyślałam, że zbyt srogo go oceniałam. Udowodnił mi, że potrafi zająć się naszymi dziećmi, a w dodatku widziałam, że sprawia mu to przyjemność.
Następna delegacja na pewno będzie dla mnie dużo łatwiejsza, bo mam już pewność, że nie muszę nigdzie odsyłać naszych dziewczynek.
Kamila