"Po ślubie zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu. Staramy się z mężem dzielić koszty życia po równo, ale on w ogóle nie poczuwa się do odpowiedzialności i nie chce płacić całego czynszu za mieszkanie. No sorry, przecież nie chcę, żeby płacił mi za wynajem, ale ja uważam, że swoją część już wniosłam i to jego obowiązek opłacić resztę kosztów. On w ogóle nie rozumie, o co mi chodzi".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mam własne mieszkanie
Można powiedzieć, że jestem w nielicznej grupie szczęśliwców, którzy weszli w dorosłe życie z własnym mieszkaniem. Cóż życie córki rozwodników ma też swoje dobre strony. Moi rodzice poznali się na studiach. To były lata 80. i mieszkanie nabywało się zupełnie inaczej niż dziś. Sama nie do końca rozumiem, jak to się rozegrało, ale ciotka wystarała się o lokum dla moich rodziców. Dostali z przydziału miłe m4.
To by było na tyle miłych wydarzeń w ich wspólnym życiu. A nie, przepraszam. Jeszcze ja. Mama urodziła mnie pod koniec studiów i nigdy nie ukrywała, że byłam wpadką. Ich związek szybko się wypalił. Ona wróciła do rodzinnej miejscowości, a ojciec ułożył sobie życie z kimś innym. Jego nowa żona miała trochę większe oczekiwania. Kupili dom, a mieszkanie zostało dla mnie.
Na studiach podnajmowałam pokoje kolegom z roku i dzięki temu było mnie stać na jako takie życie w mieście. Później też zamieszkałam z przyjaciółkami i zawsze miałam parę dobrych stów do przodu.
Mąż mieszka w moim mieszkaniu
Oczywiste było, że jak założyłam rodzinę, zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu. Zrobiliśmy drobny remont, zresztą to naprawdę spory metraż i żyje się tu mega komfortowo. Maciek studiował w innym mieście. Zaraz po studiach wzięliśmy ślub i przeniósł się do mnie. Wiadomo, że wymówiłam przyjaciółkom, bo nie będziemy żyli jak w komunie.
Mamy w małżeństwie zasadę, że dzielimy się kosztami życia w miarę po równo. No ale sorry. Jeżeli chodzi o kwestie mieszkaniowe, to uważam, że ja swoje wniosłam, i to z nawiązką. Mieszkamy na moim, a gdybyśmy mieli spłacać kredyt, albo płacić za wynajem to byłyby krocie. Dlatego uważam, że ja wnoszę lokal, a Maciek powinien wziąć na siebie wszystkie opłaty. I tak oboje na tym zyskujemy. To czysta matematyka. On za to twierdzi, że nie wyobraża sobie brać całego ciężaru utrzymania domu. No i nie możemy się porozumieć. Od ślubu minęło kilka tygodni, a my już mamy takie problemy. Dla mnie to jednak kwestie bezsprzeczne. Nie zamierzam tracić swojej niezależności finansowej i tyle.
Ilona, 26 lat