"Kasia to dobra dziewczyna, ale ma jakieś dziwne spojrzenie na świat. Jest wegetarianką, walczy o pszczoły i na co dzień chodzi ubrana w stare łachy, mówi, że jakiś ruch zero łejst, czy jakoś tak. Ale na litość boską, jak to nie je mięsa? Gdzie ona znajdzie porządnego faceta, który nieba jej przychyli, jeśli zamiast porządnego kotleta, przygotuje mu jakąś sałatę, jak dla królików? Porządny mąż musi porządnie zjeść. Mój Staszek nigdy nie narzekał!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wymysły młodych ludzi mnie przerażają
Młodzi teraz, to wszystko na nie. Przeciwni są wszystkiemu, a to, żeby nowych ciuchów nie kupować, a to, żeby nie jeździć samochodami takimi, czy takimi. Jak czytam o tym czasem, to już sama nie wiem, co jest prawdą. Mam takie szczęście, że moja wnuczka również należy do grona takich osób, które zaprzeczają wszystkiemu, co do tej pory było dla mnie normalne...
Ostatnio jednak dowiedziałam się, że wnuczka jak tylko pojechała na studia do stolicy, to kompletnie zrezygnowała z jedzenia mięsa i jest wegetarianką. To dla mnie dziwne, bo jak można mieć siłę, jedząc tylko zielone liście? Jakoś nie wierzę, że to takie zdrowe...
Za moich czasów jadło się mięso i człowiek zdrowy, silny był do pracy, wychowywania dzieci. A poza tym wnuczka kiedyś uwielbiała moje kotleciki mielone... Co się z nią stało? Dobrze mi koleżanki mówiły, że wielki świat zmieni i moją wnuczkę.
Wnuczka nie da sobie wytłumaczyć
Gdy tylko poruszam ten temat, to wnuczka od razu się na mnie złości i obraża. Mówi, że bym nie przesadzała, bo przecież to nic złego, że ona nie je mięsa. A ja jej próbuję wytłumaczyć, że w taki sposób, to nigdy męża nie znajdzie. Bo moim zdaniem to prawdziwy facet chce i pragnie dobrze ubitego kotleta, porządnych dań, a nie jakiejś sałaty, czy makaronu non stop. Wnuczka śmieje się ze mnie, że jestem staroświecka, że czasy się zmieniły i, że powinnam dać jej spokój.
A ja nad wyraz się martwię, bo chciałabym, aby moja wnuczka miała dobre życie. Nie wiem, jak ona sobie to wyobraża, ale mam nadzieję, że to głupoty szybko jej wyjdą z głowy. Bo inaczej to będzie płakać na swój marny los...
Podpowiedzcie, co mam zrobić, żeby przekonać Kasię do tego, że nie musi być wcale wegetarianką na siłę? Ja czuję, że poddała się jakiejś dziwnej modzie, a to wcale nie jest jej potrzebne...
Renata