"Czy robicie dzieciom prezent na Wielkanoc? A może i sobie nawzajem? Te święta są inne od grudniowych i traktuje się je trochę po macoszemu w kwestii prezentów. No a przecież ja zajączkowa tradycja. Przynajmniej u nas. I moja Wielkanoc jest zawsze na bogato. Wolę mieć mniej na stole, a kupić droższe prezenty. Zawsze są wypasione i mam coś dla każdego".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wielkanoc to też święto
Tradycja przyzwyczaiła nas do tego, że z okazji różnych świąt dajemy sobie prezenty. Czy to są urodziny, czy imieniny, czy Boże Narodzenie, czy jeszcze jakaś inna okazja. O! Na przykład dzień dziecka. Dlaczego więc Wielkanoc traktuje się tak trochę po macoszemu?
Ja zawsze robię wielkanocne. I to nie tylko dla dzieci, ale dla wszystkich moich bliskich z rodziny i dla przyjaciół. I chociaż wydaję na to swoje własne pieniądze, to często się mnie ocenia.
Bo podobno jak już coś chciałam kupić, to powinnam symbolicznie, czekoladowego zajączka.
Bo inni czują się zobowiązani, żeby też mi coś dać. Ale przecież ja tego nie oczekuję.
W moim domu się nie przelewał
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek dostała coś na jakiekolwiek święta, nie wspominając już moich urodzinach. Inne dzieci chwaliły się prezentami, a ja nie miałam czym, ale znałam naszą sytuację finansową i nigdy nie miałam o to pretensji.
Teraz żyje mi się dobrze. Mam pieniądze, którymi mogę i chcę się dzielić i robię to, w miarę moich możliwości. Nie rozumiem, dlaczego się mnie ocenia.
Nadrabiam teraz stracony czas
Zabrzmi to tak bardzo materialnie, ale ja naprawdę nadrabiam teraz stracony czas. Nie dostałam w życiu wiele, ale też nie mogłam wiele dać. Dlatego teraz daję, bo lubię. Bo sprawia mi to przyjemność. Bo cieszy mnie to, że ktoś inny się dzięki mnie uśmiecha.
Nie kupuję na Wielkanoc tony słodyczy. Uważam, że to akurat nie są dobre prezenty. Ale dzieciaki zawsze dostają jakieś kreatywne zabawki i inne, mądre upominki. Dorosłych natomiast obdarowuję bonami na różne usługi, bądź spełniam ich materialne marzenia.
Nie robię tego, by dostać coś w zamian, a po to, żeby cieszyć się tym wszystkim. Czy ktoś potrafi mnie zrozumieć? Wiem, że żyjemy w czasach, kiedy "za dziękuję, się nic nie kupuje", ale ja jestem inna. I cieszę się, że tak jest. Bo ten trudny, życiowy czas, nauczył mnie być też bardziej wrażliwą na ludzką krzywdę. A to dobra cecha.
Beata