"Narobiłam się po łokcie, spędzając godziny w kuchni, gotując i piekąc wszystkie tradycyjne potrawy, które moja rodzina tak bardzo uwielbia. Ale gdy przyszedł czas na wielkanocne śniadanie, wszyscy szybko się zwinęli, zostawiając mnie samą z całą tą ilością jedzenia. Co ja teraz z tym zrobię?"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Święta, święta i po świętach...
Święta, święta i po świętach. Jak co roku narobiłam się po łokcie, przygotowując świąteczne śniadanie, tylko po to, żeby po jego zakończeniu wszyscy się rozeszli do siebie, zostawiając mnie nie tylko z górą naczyń do umycia, ale też z górą jedzenia do wyrzucenia (?!) Po moim trupie! Jednak ja tego sama nie przejem! Cóż za ironia losu, prawda?
Przez tyle lat pielęgnowałam wielkanocne śniadania, starając się zawsze przygotować większość tradycyjnych potraw, by sprawić radość moim bliskim. Ale teraz, kiedy dzieci są już dorosłe i wyfrunęły z rodzinnego gniazda, mają też inne plany na święta. Dlatego też zaproponowałam im, że zapakuję pozostałe jedzenie do pojemników, aby mogli zabrać ze sobą resztki na kolejne dni. Niestety, moja propozycja została odrzucona, a ja zostałam sama z nadmiarem jedzenia.
Przyznam też, że pod względem finansowym również było to dla mnie trudne doświadczenie. Przez tę inflację ledwo wiążę koniec z końcem. Wykosztowałam się na zakup produktów spożywczych i przygotowanie potraw, które teraz pozostają nieużyte i zmarnowane.
Mam pewien plan
Może to zrozumiałe, że dorosłe dzieci mają swoje własne życie i obowiązki, ale czasem brakuje mi z ich strony szacunku do tradycji i mojej ciężkiej pracy, przez co wielkanocne świętowanie traci na znaczeniu. Bo przecież chodzi o więcej niż tylko o jedzenie. Chodzi o wspólne spędzanie czasu, rozmowy przy stole, dzielenie się radością z bliskimi i szacunek do cudzego wysiłku.
Teraz jest mi bardzo przykro, że zostałam potraktowana w ten sposób i że moje starania nie zostały docenione. Nie chodzi tu tylko o jedzenie, ale o poczucie wspólnoty i wspomnianego szacunku wobec siebie nawzajem. Mam nadzieję, że przyszłe święta będą dla mnie bardziej radosne, a moje starania zostaną docenione.
Mimo wszystko nie zamierzam się załamywać! Postanowiłam, że podzielę się tym jedzeniem z potrzebującymi, bo przecież nie ma nic piękniejszego niż dzielenie się z innymi w trudnych chwilach. A może właśnie w ten sposób na nowo odkryję sens świąt – nie w ilości jedzenia na stole, ale w trosce o innych i dzieleniu się miłością.
Barbara