"Miesiąc temu dostałam nową pracę i pierwszą konkretną wypłatę. Tradycja mówi, że powinnam to roztrwonić albo przeznaczyć na balety, ale miałam ciut inny plan niż imprezowanie. Postanowiłam, że wydam wszystko do ostatniego grosza na siebie! Już widziałam się tych wszystkich markowych ciuchach, koleżankom kopary opadną. W końcu raz się żyje i raz jest się młodym... Pożyczyłam od taty kluczyki i pojechałam. Długo będę tego żałować..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Dzięki nowej pracy na więcej będzie mnie stać
U nas w mieście jest kilka galerii handlowych, ale do tej pory nie byłam tam stałą bywalczynią. Wręcz nieco zazdrościłam koleżankom, które mają bogatych starych i mogły sobie pozwolić na zakupy w luksusowych butikach. Ja nie mogłam, bo nie miałam tyle kasy. Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało, ale pewien niedosyt pozostawał. Zwłaszcza gdy czułam się przy niektórych jak szara myszka.
W mojej szafie mało było markowych rzeczy i zupełnie brakowało choćby biznesowych sukienek. Kiedyś było mi totalnie wszystko jedno, jakiej jakości jest ubranie i z jakim logo, byle było tanie i modne. Ale teraz dostałam pierwszą konkretną pracę za naprawdę godne pieniądze.
Przepracowałam już pełny miesiąc i nadszedł czas pierwszej wypłaty. Rodzice cieszyli się, że załapałam się na rozwojowe stanowisko w dużej firmie. Ja też, zwłaszcza gdy zobaczyłam na swoim rachunku kwotę wynagrodzenia. Dzięki tym pieniążkom będzie mnie na więcej stać.
Pojechałam do galerii na zakupki
Słyszeliście pewnie o tej tradycji, która mówi, że pierwszą wypłatę należy albo przepić, albo roztrwonić choćby na balety... Ja też postanowiłam tę pierwszą kaskę w całości przeznaczyć na jeden cel - siebie! A konkretnie swoją garderobę, która dawno temu przestała zachwycać. W końcu teraz przyda mi się w biurze. Nie będą to stracone pieniądze.
Obrałam więc kierunek - galeria! Chciałam skorzystać z wolnej soboty i pobuszować bez limitu czasowego. Pożyczyłam więc od ojca kluczyki do jego auta i ruszyłam.
I tak się nakręciłam na te zakupki, że nie mogłam myśleć o niczym innym! No i wyszła z tego afera, bo jeszcze nie zdążyłam nawet wysiąść z samochodu na parkingu, a już pół bańki wydane! Ojciec chyba mnie wydziedziczy, jak się dowie...
Pomylił mi się gaz z hamulcem i przyłożyłam w drogie sportowe auto, które było zaparkowane na samym końcu rzędu na parkingu. Jak tylko usłyszałam huk i łomot, natychmiast wycofałam i niestety, tyłem skasowałam maskę jakiegoś SUV-a.
Właściciele słono wycenili straty, auto ojca skasowane, a ja nie dość, że pożegnam się z ciuchami, to jeszcze nie wiem, co na to ubezpieczyciel powie i czy nie będę musiała dokładać do tego interesu... Co za koszmar.
Tylko do mojego taty nie mogli się dodzwonić, bo dopiero jutro wraca z delegacji zza granicy... Co ja mam mu powiedzieć?
Malwina