"Gdy zaczęliśmy się spotykać, nikt nie dawał nam szans. Moi znajomi wmawiali mi, że Marysia na pewno zaraz mnie rzuci! Że co ona — panna po studiach — widzi niby we mnie, zwykłym chłopaku po zawodówce. A jednak udowodniliśmy wszystkim, że się mylą! Apeluję do młodych dam — nie oceniajcie książek po okładce".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Jestem zaledwie po zawodówce
Gdy byłem dzieciakiem, interesowałem się chemią i biologią i marzyłem o tym, że w przyszłości zostanę lekarzem i odkryję lek na raka. Niestety życie troszkę inaczej się potoczyło. Jeszcze w podstawówce zmarł mój ojciec i rodzina zadecydowała za mnie, że po szkole muszę iść do zawodówki i jak najprędzej zdobyć zawód, który zapewni mi pieniądze.
Poszedłem więc do szkoły zawodowej i zostałem operatorem obrabiarek skrawających. Marzenia o ratowaniu ludzkości musiały więc zejść na dalszy tor.
Od kilku lat pracowałem już wtedy w zakładzie pracy. Moje życie toczyło się wokół konwencjonalnych obrabiarek skrawających do obróbki, które szczerze mówiąc, nie bardzo mnie pasjonowały. Myślałem już, że nic mnie w życiu ciekawego nie spotka. I wtedy poznałem Marysię.
Myślałem, że nie mam szans u Marysi
Marysia przyszła do osiedlowego baru z koleżanką. Co prawda znałem ją z widzenia i mi się podobała, ale byłem pewien, że to za wysokie progi na moje nogi. Ona kończyła właśnie studia i zdziwiłem się, że chodzi do takiej samej speluny jak ja. Byłem pewny, że ona woli "ą ę" intelektualistów, a nie takich chłopaków jak ja.
A jednak Marysia intensywnie mi się przyglądała i uśmiechała się do mnie, siedząc przy barze. Stwierdziłem, że co mi szkodzi, najwyżej da mi kosza. Podszedłem więc i zagadałem. I tak się poznaliśmy.
Zaczęliśmy się spotykać i to było najpiękniejsza lato mojego życia. Wiele osób mówiło mi, że jak tylko skończą się wakacje, ona mnie rzuci. Wiele osób wmawiało nam, że do siebie nie pasujemy. Mówili nam, że jesteśmy parą z mezaliansem. Że co ona — panna z wyższym wykształceniem — niby widzi w takim chłopaku po zawodówce jak ja? Jednak tak się nie stało!
Zaimponowałem Marysi!
Marysia zawsze zapewniała mi, że imponuje jej moja męskość i zaradność. Po 2 latach zaczęliśmy myśleć o tym, by razem zamieszkać i wziąć ślub. Marysia mieszkała w dwupiętrowym domu z rodzicami, w którym miała niewykończoną górę. Sam zaproponowałem, że mogę zająć się remontem. I tak się stało!
Marysia mogła w spokoju zająć się swoją pracą, a ja zająłem się remontem domu. Sam ułożyłem podłogi, kładłem gładzie i malowałem ściany. I wtedy ostatecznie udowodniłem wszystkim niedowiarkom, że mimo że nie mam wyższego wykształceniem, mam pełno zapału i jestem chłopak nie w ciemię bity.
Marysia była ze mnie dumna! Czułem, że zaimponowałem jej rodzicom i jej samej. Powiedziała, że żaden chłopak z jej studiów nie umiałby zrobić remontu i na pewno zleciłby to komuś zewnątrz, a to by sporo kosztowało.
Dziś jesteśmy już po ślubie i wijemy wspólne gniazdko. Dzięki Marysi uwierzyłem w siebie. Myślę o założeniu własnej firmy remontowej.
Pamiętajcie, nie dajcie się stereotypom. Apeluję też do młodych dam — nie oceniajcie książek po okładce. Czasem chłopak z niższym wykształceniem może być lepszym kandydatem na męża, niż ktoś z wyższym wykształceniem.
Roman