"Moje wesele, moje zasady. Nie rozumiem, czego siostra chce ode mnie? Rozsądnie i zgodnie stwierdziliśmy z narzeczonym, że lepiej będzie, jeśli imprezę zorganizujemy bez dzieci. Zabawa będzie do białego rana, wujkowie na dwóch gazach, kelnerki z gorącymi daniami, hałas... Moim zdaniem nie miejsce dla kręcących się pod nogami maluchów. Pomyśleliśmy, że rodzice jeden wieczór z przyjemnością pobawią się bez dzieci, ale moja siostra miała na ten temat inne zdanie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie zaprosiłam dzieci na wesele
Za cztery miesiące wychodzę za mąż. Razem z Maćkiem czekamy z niecierpliwością na ten dzień - i noc, bo przecież po ślubie planujemy huczne wesele! Mamy dużą rodzinę i jak podliczyliśmy gości, okazało się, że wyszło nieco ponad 150 osób. Nawet nie chcę myśleć o kosztach tego przedsięwzięcia... Na szczęście rodzice moi i Marka pomagają nam finansowo spiąć całość.
Długo zastanawialiśmy się z Markiem, jak to wesele zorganizować w szczegółach. Przeprowadziliśmy niejedną dyskusję... W końcu rozsądnie i jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie ma rady, z różnych względów nie będziemy zapraszać na wesele najmłodszych. Akurat tych najmniejszych dzieciaczków było w rodzinie kilkanaście, co stanowiło już naprawdę sporą grupkę.
Jak sobie pomyślałam, że całe to towarzystwo miałoby raczkować po parkiecie albo biegać między stolikami, kelnerkami i gośćmi, to mi się słabo robiło. A jak szturchnie panią idącą z gorącymi talerzami? Albo wpadnie na któreś z nich zataczający się wujek? Albo, nie daj Boże, jakiś maluch z krzykiem wpadnie na parkiet wtedy, kiedy będziemy tańczyć nasz pierwszy taniec...
Nie chcieliśmy, żeby tak to wyglądało. Rodzice też nie wybawią się, musząc mieć wciąż oko na swoje pociechy. Dlatego na zaproszeniach wyraźnie wyszczególniliśmy każdego gościa. Żeby była jasność, że dzieciaki zostają w domku. Dla nas to mniej stresu, dla nich zresztą też.
Zamiast się cieszyć, siostra się na mnie obraziła
Myślałam, że goście w większości się ucieszą, że nie będą mieli wątpliwości, czy ciągnąć ze sobą dzieci na wesele. A przynajmniej to zaakceptują - w końcu utarło się, że to państwo młodzi wyznaczają zasady na swoim weselu. Myślałam, że nikogo to nie dziwi.
Ale się przeliczyłam. Zawiozłam zaproszenie do siostry... a ta się obraziła! Uniosła się, że jak to? Przecież Piotruś i Kasia też są częścią rodziny, nie spodziewała się, że zostaną wykluczeni z imprezy. Poza tym mały potrzebuje karmienia i w domu go nie zostawi.
Jej synek ma 7 miesięcy, a córka 4 lata... Moja siostra powiedziała, że w takim razie musi się zastanowić, czy przyjdą! Myślała, że na weselu będzie mogła położyć Piotrusia w wózku gdzieś w rogu sali albo w naszym pokoju nowożeńców (!), wtedy razem z mężem na zmianę by go pilnowali, póki córeczka się bawi. A jak jej się znudzi, chcieli jechać do domu. Czyli max. 23, raczej nie później.
Na to ja powiedziałam, że przecież dla najbliższej rodziny są przygotowane pokoje, mogą wziąć kogoś do opieki i skorzystać z tych pokojów, jeśli potrzebują, żeby dzieci się wyspały, a ona mogła karmić. Ogólnie dla nas to nie problem, opłacimy.
Ale nie. Foch, bo ich wykluczyliśmy... Jak mam z nią gadać? Przecież nie mogę zrobić wyjątku dla nich, bo cała reszta z kolei się obrazi. Swoją drogą, na mój panieński też będzie chciała zabrać Piotrusia?
Marcelina