"Wiem, że niektóre świeżo upieczone mamusie nie chcą, żeby ktokolwiek odwiedzał je po powrocie ze szpitala. Ja miałam odwrotnie. Najchętniej pokazałabym mojego synka całemu światu, żeby się pochwalić. No i zaprosiłam najbliższych. Nie razem, ale po kolei, żeby tłumów za dużych jednorazowo nie było. Teściowa przyszła jako druga, bo najpierw chciałam, żeby wnuka poznali moi rodzice. Bardzo byłam z tej ich wizyty zadowolona, ale gdy wparowała do nas matka mojego męża i zrobiła już na starcie coś takiego, wkurzyłam się maksymalnie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wszyscy się cieszyli
Nasz Marcelek jest pierwszym maluszkiem w rodzinie. Każdy chciał jak najprędzej go poznać, a ja to jestem taka, że zawsze ustalam własne zasady. Nie słucham, co tam gadają inni i jak mi ktoś mówi, że lepiej, żeby przez pierwsze dni nikt dziecka nie odwiedzał, to ja i tak robię na odwrót.
Sama jestem teraz mamą, mam też własną intuicję i wiem, co robić. Nie znaczy to, że nikogo się nie radzę, ale jeśli chodzi o podejmowanie decyzji dotyczących mojego dziecka, to będą one zawsze zależne ode mnie i od mojego męża.
A mąż też chciał, żeby wszyscy poznali małego. Więc ich zaprosiliśmy.
Najpierw przyszła moja mama
Pierwszego dnia, zaraz po powrocie ze szpitala, zaprosiłam moją mamę z tatą i siostrą. Ależ to było dla nas wszystkich emocjonujące wydarzenie, nie do opisania.
Było mnóstwo łez wzruszenia. I choć każdy chciał wyściskać mojego synka, nikt go nie dotknął, wedle mojego życzenia. Mały przez praktycznie całą ich wizytę spał sobie spokojnie w łóżeczku, a my tylko go podziwialiśmy.
canva.com
Następnego dnia przyszła teściowa
Już na starcie wydarła się tak głośno w tym przypływie radości, że mały aż podskoczył w łóżeczku i się obudził. Zaczął płakać, więc wyjęłam go z łóżeczka i przystawiłam do piersi. Ale teściowa podeszła do nas, dosłownie wyszarpnęła mi go z rąk i zaczęła całować go po łapkach.
Jak to zobaczyłam, to się tak wkurzyłam. Bo ona ani rąk nie umyła, ani się nie rozebrała. A poza tym umowa była inna. Nie ma dotykania małego przez te pierwsze dni. Tylko my, rodzice mogliśmy to robić.
Poza tym noworodek przecież bierze rączki do buzi, a łatwo jest w ten sposób przenieść multum zarazek.
Zdenerwowałam się tak, że wyprosiłam ją z pokoju i powiedziałam, że jeśli to się powtórzy, to nie będzie na razie przychodziła do małego. Ona tylko odparła, że przesadzam, bo swoje dzieci zawsze całowała w rączki i były zdrowe.
I co ja mam z nią teraz zrobić? Zakluczyć drzwi i udawać, że nie ma mnie w domu?
Marcelina