"Nie da się inaczej, moje dziecko musi chodzić do dwóch przedszkoli, bo za daleko mieszkam od byłego męża... Przeprowadzam się właśnie do nowego partnera, a on ma lokum 50 km od naszego dawnego mieszkania. Klarcia chodzi do trzylatków i nie wyobrażam sobie, żebym przez moje 2 tygodnie musiała ją dowozić w tę i z powrotem. Muszę ją zapisać tu, na miejscu, tylko nie wiem - chyba muszą ją przyjąć? Dziecku przecież nie odmówią!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moje dziecko ma dwa domy
Rozwiodłam się z Markiem, jak Klara miała roczek. Chcieliśmy to szybko załatwić, bez prania publicznie swoich brudów i orzekania winy. Zgodziłam się więc na opiekę naprzemienną, choć niechętnie.
Z jednej strony było to rozwiązanie, dzięki któremu nasza córka będzie miała i matkę, i ojca, a nie tylko jedno z rodziców. Z drugiej - dla mnie to sporo zamieszania, kłopotów i konieczność kontaktu z człowiekiem, o którym wolałabym zapomnieć. Ale zgodziłam się, choć wolałabym inaczej.
Od tej pory córka ma dwa domy. Dwa tygodnie spędza o ojca, a dwa u mamusi. Mam wrażenie, że to dla niej trudne. Najchętniej wzięłabym Klarcię do siebie na stałe, a mój były niech płaci alimenty... Ale on nie chciał o tym słyszeć.
Koniecznie nalegał na opiekę naprzemienną! Myślałam początkowo, że tak mu zależy na dziecku, a teraz sama nie wiem. Chodziło o dobry Klary, czy o to, żeby nie wykładać kasy na dziecko?
Odkąd córka chodzi do przedszkola, mamy problem z opieką naprzemienną
Na początku było jeszcze względnie, bo gdy Klara była mniejsza, mój były mąż siedział w pracy, a z córeczką zostawała babcia - tzn. moja była teściowa.
Ale chyba wyczerpał jej się limit cierpliwości, bo gdy Klara skończyła 2 lata (dokładniej 2 lata i 8 miesięcy), w czerwcu teściowa zapowiedziała Markowi, że jeszcze do końca sierpnia posiedzi z małą, a potem ma ją puścić do przedszkola i radzić sobie sam.
Ja o niczym nie wiedziałam... Tak to zorganizowali, że dowiedziałam się po fakcie. A Marek jakimś cudem wcisnął ją na jedno jedyne miejsce, które zwolniło się w przedszkolu niedaleko naszego dawnego mieszkania... teraz znów tylko jego mieszkania.
I tak Klarcia poszła do trzylatków. Ja się zgodziłam, poza tym mogłam dzięki temu iść do regularnej pracy, zamiast lawirować od zlecenia do zlecenia. W dodatku wygodnej zdalnej!
W międzyczasie poznałam też faceta... Zaiskrzyło między nami od razu. Jest zupełnie innym człowiekiem niż mój eksmąż. Po pół roku postanowiliśmy się nie patyczkować, tylko od razu sprawdzić, czy ten związek ma sens. Tym sposobem od marca wprowadzam się do niego...
Problem w tym, że mój nowy partner mieszka w domu 50 km od mojego obecnego mieszkania. I tu zaczynają się schody, bo nie wyobrażam sobie zrezygnować z dziecka, ani dowozić Klarci do przedszkola 50 km dzień w dzień! To kompletna strata czasu i pieniędzy na paliwo.
Muszę ją zapisać do drugiego przedszkola tu na miejscu - nie widzę innej możliwości. Myślałam, że to będzie tylko formalność, ale koleżanka zgasiła mnie, że jedno dziecko nie może zajmować dwóch miejsc naraz w państwowym przedszkolu. Tia, przecież dziecku nie odmówią!
A ja za prywatne nie zapłacę, jeszcze za cały miesiąc, bo przecież nie zgodzą się tylko za połowę. Alimentów żadnych nie mam.
Ale jeśli dyrektorka się zgodzi, żeby córka chodziła dwa tygodnie do innej placówki, a kolejne dwa tygodnie do innej, to gdzie się zgłosić, żeby ten plan przepchnąć? Chodzić gdzieś musi...
Emilia