"Robiłam ostatnio porządki w pokoju Adasia i nazbierało mi się sporo jeszcze dobrych zabawek, którymi synek już się nie bawi... Potrzebowałam wolnego miejsca, więc spakowałam to wszystko razem i wystawiłam za darmo, żeby inne dziecko się ucieszyło. Niemal natychmiast zgłosiła się pani. Nie przypuszczałam, że wyniknie z tego taka afera... Jednak bohaterem dnia został mój mąż. Tak jej przygadał, że jej minę zapamiętam do końca życia!"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Chciałam oddać zbędne zabawki po dziecku
W nowym roku wzięłam się za porządki, Najpierw w pokoju Adasia. Mój synek wyrósł już z niektórych zabawek i bez sensu było to wszystko trzymać, a nie miałam czasu robić każdej rzeczy zdjęć i wystawiać osobno, a potem czekać, aż ktoś kupi... Nagromadziło nam się tego dużo, a wolnego miejsca potrzebowałam na już.
Te zabawki były jeszcze sprawne i w większości kompletne... Markowe klocki, książeczki, sporo samochodzików, drewniana kolejka i tak dalej. Trudno, może i jest to coś warte, ale postanowiłam, że tym razem zrobię coś miłego, a jakiś inny dzieciak będzie się cieszył. Zrobiłam więc zbiorcze zdjęcie, po czym spakowałam wszystko w wielką torbę i wystawiłam na popularnym portalu ogłoszeniowym. Zrobiłam adnotację, że to z przeznaczeniem dla potrzebujących.
Nie spodziewałam się, że odzew nastąpi szybko! Niemal natychmiast napisała do mnie jakaś pani, która poszukiwała właśnie zabawek dla swoich dwóch łobuzów, którzy nie mają czym się bawić. W ciągu trzech minut zdążyłam umówić się z nią na odbiór następnego dnia rano.
Umówiłam się z potrzebującą
Zanim wyłączyłam ogłoszenie, zgłosiło się jeszcze kilka osób, którym musiałam już, niestety, odmówić. Z tamtą pierwszą panią umówiłam się na godzinę 10:00. Nawet jak mnie nie będzie, to będzie mój mąż. Pracujemy zdalnie, więc te przedpołudniowe godziny to żaden problem... o ile ktoś przychodzi punktualnie, bo czasem mamy jakieś zebrania i calle.
Najpierw ta potrzebująca kobieta spóźniła się ponad półtorej godziny i nawet nie raczyła uprzedzić. Trochę mnie to zdziwiło, ale okej, zdarza się, może coś jej wypadło... W końcu napisała sms-a, że będzie za 10 minut. Prawie.
Po 20 minutach patrzę, a pod naszą bramę zajeżdża drogie auto, na które mnie nawet za 10 lat nie będzie stać... Od strony kierowcy wysiadła modnie ubrana kobieta i dzwoni mi do furtki. Już wtedy zrobiłam wielkie oczy...
Wpuściłam ją, a ona wzięła ten wór z zabawkami i zaczęła po kolei oglądać, jakby do sklepu przyszła! Krew mi się zagotowała, ale nic nie powiedziałam, czekałam... Kobieta stwierdziła, że na zdjęciu wydawało się tego więcej, ale może być. Po czym spytała:
A co dostanę gratis? Bo wie pani, przyjazd tutaj zajął mi bardzo dużo czasu i pieniążków na paliwo, co mi to zrekompensuje...
Naprawdę?! Ona myśli, że zrobiła mi przysługę, przyjeżdżając po oddawane za darmo zabawki, które równie dobrze mogłam sprzedać? I jeszcze do darmowych fantów mam jej dodawać gratis?! Chyba na głowę upadła...
Wtedy niespodziewanie z drugiego pokoju uruchomił się mój mąż, który do tej pory w ciszy się przysłuchiwał. Nie wytrzymał i krzyknął:
Gratis mogę dać kopa w ... na drogę!
Jej minę zapamiętam do końca życia!
Nawet i bez gratisa pani zrobiła ekspresowe "w tył zwrot", fuknęła coś niegrzecznego o dzieciach i umknęła do auta. Wrzuciła zdobycz na tylne siedzenie, po czym odjechała. Staliśmy w progu pół na pół wkurzeni i rozbawieni...
Tak sobie teraz myślę, że ta "Grażynka biznesu" powinna jednak wyjść od nas z pustymi rękami, żeby to była dla niej podwójna nauczka... Ale teraz to już musztarda po obiedzie. Choć z drugiej strony dziecka szkoda. Prawda?
Emilia