"Nie jestem typem osoby, która mogłaby siedzieć w domu, nic nie robiąc. Pracuję właściwie od zawsze. Od kiedy tylko mogłam. Nie były to jakieś dobrze płatne stanowiska, ale miałam swoje pieniądze i nie brałam od rodziców. A później łatwiej mi było też startować w dorosłość. Pierwsze wynajęte mieszkanie, samodzielne zakupy itp. Teraz mieszkam z partnerem, który naprawdę świetnie zarabia. Uznał jednak, że skoro prowadzimy wspólne gospodarstwo domowe, to wszystkie koszta powinniśmy dzielić po połowie. Nie żyjemy oszczędnie. Ale ja zarabiam praktycznie 4 razy mniej od niego. Przy tych zasadach nie zostaje mi zupełnie nic".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie podoba mi się to podejście
Faktycznie nie nie ustaliliśmy zasad, zanim zamieszkaliśmy razem. Teraz bardzo tego żałuję. Generalnie dla mnie oczywiste było, że skoro mój partner zarabia niemało, a ja najniższą krajową, to zwyczajnie on będzie dokładał więcej do domowego budżetu.
Ja oczywiście jestem za tym, żeby dorzucać się do rachunków czy jedzenia, albo płacić za nasze wspólne rozrywki. Jednak no chciałabym, żeby zostało mi coś z tej mojej skromnej wypłaty na jakieś moje wydatki.
Od kilku miesięcy nie kupiłam sobie nic nowego do ubrania. A ja uwielbiam ciuchy i wcześniej sporo na nie wydawałam. Teraz mnie zwyczajnie nie stać.
On zarabia dużo
Fakt, że nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale przecież prowadzimy to wspólne gospodarstwo domowe jako para, a nie tylko współlokatorzy.
Jedno o drugie powinno się troszczyć. Dbać o wzajemne potrzeby. A ja, owszem, jakieś tam rozrywki mam, bo na przykład idę z partnerem do kina, ale każde płaci za swój bilet. I kiedy zapłacę połowę rachunku za wodę czy prąd i dołożę tyle samo co partner do jedzenia, nie mogę już sobie pozwolić na przykład na wyjście z koleżankami, przy czym mój partner co tydzień ma męskie wieczory. I nie w domu, przy piwku, a na mieście, gdzie na pewno wydaje niemałe kwoty.
Jak to rozwiązać?
Kiedy próbowałam o tym rozmawiać, to mój partner znalazł tylko jedno rozwiązanie problemu. Stwierdził, że powinnam zabrać się za szukanie lepszej pracy, albo robić coś dodatkowo.
Ja zawsze byłam w stanie z tej skromnej wypłaty odłożyć jeszcze parę groszy. Teraz on ma swoje oszczędności, a ja nie mam nic.
Nie zwraca uwagi na ceny podczas zakupów spożywczych, podczas gdy ja wszystko liczyłam i chodziłam na zakupy z listą. Chciałabym coś mieć z tego życia. A do spełniania marzeń i zgłębiania pasji niestety potrzebne są pieniądze. Co robić?
Agnieszka