"Moje małżeństwo z Krzysztofem to był zwykły interes. On dzięki mnie dostał pieniądze, a jedyne, co ja w nim kochałam, to jego pieniądze. A jednak trwamy w tym dziwnym układzie już od kilku lat. Ja - on, jego kochanka i mój kochanek. Może dla niektórych wydaje się to dziwne. Nam to jednak pasuje. Chociaż nikt tak naprawdę nie wie, jak i dlaczego tak żyjemy".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wyszłam za mąż dla pieniędzy
Tę opowieść może zacznę od tego, żeby opowiedzieć, jak do tego doszło. Mój mąż pochodzi z bogatej rodziny, a ja byłam pracownicą jego firmy. To znaczy w gwoli ścisłości. To wszystko własnością było jego ojca, ale Krzysztof wszystkim zarządzał, a jego ojciec się podpisywał. Wiadome było, że Krzysztof przejmie kiedyś firmę po ojcu. Ten jednak był w bardzo dobrej formie, więc pewne było, że pożyje jeszcze może i 30 lat. Krzysztof nie chciał tyle czekać i poprosił ojca o to, aby ten przepisał na niego firmę.
On jednak stwierdził, że zrobi to, gdy syn wreszcie się ustatkuje i znajdzie swoją żonę.
Okej, ale zapytacie, gdzie w tym wszystkim ja. Otóż ja miałam świetne kontakty z jego ojcem, który mnie zatrudniał w tej firmie. Byłam jego ulubienicą i potrafiłam, czy to uśmiechem, czy to dobrym słowem, wynegocjować podwyżkę. Jego ojciec mnie uwielbiał, a mój przyszły mąż o tym wiedział.
Wreszcie Krzysztof złożył mi propozycję, żebym została jego żoną, a w zamian niczego mi nie zabraknie. Wyjaśnił, że to będzie kontrakt i oficjalnie będziemy razem, a nieoficjalnie każdy będzie toczyć własne życie.
Nie miałam nic do stracenia. Od razu się zgodziłam.
Żyjemy we czwórkę
Szybko okazało się, że mój przyszły mąż miał rację i teść mnie zaakceptował, i przepisał firmę na mojego przyszłego męża. Wszystko poszło zgodnie z planem. Stanęliśmy ma ślubnym kobiercu, a mąż dostał majątek.
Dla niepoznaki zamieszkaliśmy razem, ale trzeba było sonie organizować jakoś życie. Mieliśmy w domu dwie sypialnie, ale i tak dużo czasu spędzaliśmy w pracy.
Od czasu ślubu nawet ze sobą tego nie robiliśmy. To nie był ślub. To był kontrakt.
Szybko znalazłam sobie przystojnego kochanka, a mąż też nie próżnował i spotykał się z jakąś małolatą. Śmieszyło mnie, że wziął sobie taką młodą i nie było go nawet stać na kogoś poważnego.
I tak sobie żyjemy we czwórkę, ale z kochankami spotykamy się poza domem, i wiecie co? Jesteśmy szczęśliwi.
Marzena