„Już w czwartej klasie zwiewałem z religii. Ksiądz trochę zanudzał, a ja w tym czasie miałem znacznie ciekawsze rzeczy do roboty. Rodzice i tak usprawiedliwiali wszystkie moje nieobecności bez większego namysłu, więc nie miałem nic do stracenia. W tym roku postanowiłem zostać ministrantem i przyznam, że lepiej trafić nie mogłem! Może i nigdy nie czułem szczególnego powołania, ale czy to komuś potrzebne? Niekoniecznie, gdy w grę wchodzą takie benefity”.
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych
Mam na imię Radek i mam 13 lat. Jestem osobą, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Poważnie! Potrafię zrobić praktycznie wszystko, co sobie wymyślę. Ale nie będę się tu przechwalać, bo nie tego dotyczy mój list... Wracając do sedna sprawy, zdradzę, że choć niektórzy łapali się za głowę i totalnie nie mogli w to uwierzyć, kilka dni temu zostałem ministrantem. Przyznam szczerze, że już w czwartej klasie z religią nie było mi po drodze i zwiewałem z lekcji.
W sumie ksiądz trochę zanudzał, a ja w tym czasie miałem znacznie ciekawsze rzeczy do roboty — wbijałem level w ulubionej gierce, gdy moi rodzice byli jeszcze w pracy. Oni i tak zawsze usprawiedliwiali wszystkie moje nieobecności bez wnikania w to, gdzie byłem, czy co robiłem w trakcie opuszczonych zajęć. Nie miałem nic do stracenia!
Jednak w tym roku postanowiłem, że zostanę pomocnikiem księdza i w ten sposób wylądowałem w gronie ministrantów. Może i nigdy nie czułem szczególnego powołania, ale czy to komuś potrzebne? Niekoniecznie, gdy w grę wchodzą takie benefity.
Główka pracuje!
Celowo zrobiłem to dopiero w odpowiednim momencie. Tuż po świętach w każdej polskiej parafii zaczynają się wizyty duszpasterskie, więc lepiej trafić nie mogłem. W końcu gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Mam cwany plan — pójdę z księdzem na kolędę i zbiorę trochę drobnych. Do naszej parafii należy sporo wiernych zamieszkujących wieżowce, więc żniwa zapowiadają się bardzo owocnie. Zakładając, że w każdym mieszkaniu dostanę choćby 5 zł, po odwiedzinach 60 takich zbiorę jakieś 300 zł. A to tylko jeden wieżowiec!
Moim zdaniem gra jest warta świeczki i w głębi duszy wierzę, że mój plan wypali. Trzymajcie kciuki, żeby ksiądz sam nie ustalał jakichś harmonogramów, tylko żebym mógł wybrać te wieżowce! Jeśli to się nie uda, mam już przygotowany plan awaryjny — zajmę się sprzedażą gazetek katolickich po mszy. Żodyn się nie zorientuje, że trochę przyciąłem. Główka pracuje!
Radek, 13 l.