„Święta, święta i po świętach... Choć normalny człowiek może teraz odetchnąć z ulgą, w moim przypadku to niemożliwe. Najgorsze dopiero przede mną. Co roku o tej porze moja żona uparcie podlizuje się księdzu. Od kilku lat mam wrażenie, że traktuje go dużo lepiej niż mnie...”
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Teraz dopiero się zacznie!
Święta, święta i po świętach... W końcu nie trzeba jeździć na zakupy do centrum handlowego i wyjadać resztek jedzenia, którego żona nagotowała jak dla wojska. Choć normalny człowiek może teraz odetchnąć z ulgą, w moim przypadku to niemożliwe. Najgorsze dopiero przede mną.
Każdego roku o tej porze mam wrażenie, że wyjdę z siebie i stanę obok. Wydaje mi się, że dłużej już tego nie zniosę i w końcu wybuchnę. Bardzo chciałbym jednak tego uniknąć, dlatego regularnie wraz z końcem świąt codziennie na uspokojenie wypijam hektolitry melisy.
Mój organizm chyba już do tego przywykł, bo w tym roku ziołowa herbatka w ogóle na mnie nie działa, a ja czuję się poddenerwowany, od momentu, gdy ledwie zdążę otworzyć oczy z samego rana.
Canva
Moja żona traktuje księdza dużo lepiej niż mnie
Wszystkiemu winna jest moja żona, która w okresie poświątecznym wpada w kolejny wir przygotowań. Ponownie myje okna i pucuje cały dom na błysk, szykując się do wizyty duszpasterskiej. W powietrzu unosi się jej ekscytacja w połączeniu z moim napięciem, które po chwili przeradza się w potężną złość, którą noszę w sobie w dniu kolędy.
Od rana żona gotuje dla księdza jego ulubione przysmaki. Z myślą o proboszczu piecze nawet uwielbiane przez niego (i zresztą przeze mnie również) ciasto, które później — zamiast zostawić w kuchni dla wszystkich do zjedzenia — pakuje mu na wynos.
Mówcie, co chcecie, ale dla mnie to gruba przesada. Ksiądz nie powinien przychodzić tu ucztować, tylko wykonać swoją robotę i pójść dalej. Najdziwniejsze jest to, że w trakcie gdy on się u nas gości, przed drzwiami stoją ministranci i czekają na niego, marznąc na zewnątrz, bo zawsze po zmówieniu modlitwy każe im opuścić dom. Czy on naprawdę nie ma za grosz taktu?
I czy moja żona nie widzi, że ona w tym wszystkim zachowuje się po prostu dziwnie i natrętnie, a wszystkie sąsiadki mają z niej niezły ubaw? Nie mam pojęcia, jak z nią rozmawiać. Gdy próbowałem poruszyć ten temat, za każdym razem karała mnie cichymi dniami.
Janusz