"Ja już dłużej tak nie mogę... Człowiek chciałby się wyspać, a nie budzić w środku nocy odkryty, bo osobnik obok zawinął się w kołdrę jak naleśnik i dla mnie nie wystarczyło ani kawałka! Muszę zakładać skarpety i brać koc... Nie tak sobie wyobrażałam to całe małżeństwo. To serio tak powinno wyglądać?"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mąż zabiera dla siebie całą kołdrę
Wyszłam za mąż w listopadzie, tj. dwa miesiące temu. Dopiero po ślubie zamieszkałam razem ze Zbyszkiem. Wszyscy mnie straszyli, że jak będziemy mieć dzieci, to sielanka nowożeńców się skończy, a wraz z nią przespane noce... A my jeszcze dzieci nie mamy, ale ja i tak nie mogę się wyspać jak człowiek!
Ja jestem ciepłolubna... Nie umiem spać rozkopana ani odkryta. Jak tylko zaczyna mi być zimno, od razu się budzę, bo sprawia mi to zwyczajnie dyskomfort.
Tymczasem codzienność (a raczej conocne zwyczaje) ze Zbyszkiem wygląda inaczej, niż się spodziewałam. On zasypia w pół sekundy i do rana nie ma zielonego pojęcia, co się z nim dzieje i co się odbywa w sypialni.
On się nie przewraca z boku na bok jak normalny człowiek... To wygląda bardziej jak energiczne przerzuty gimnastyczne, a z każdym takim półobrotem Zbyszek porywa kołdrę i zawija się w nią jak naleśnik. Nawet ta podwójna kołdra małżeńska (na 160 cm) okazuje się za małym spłachetkiem.
Dla mnie nie zostaje ani kawałka. W efekcie chłodne powietrze w sypialni sprawia, że zaraz się budzę... A że nie mam siły tego naleśnika odwinąć (ani nie mam serca go za każdym razem budzić), to chcąc nie chcąc, zakładam grube skarpety na zmarznięte stopy i idę do salonu po koc. A potem mam pół godziny z bańki, bo nie zasnę, póki się nie rozgrzeję...
Nie tak to miało wyglądać
Nie tak sobie wyobrażałam to całe małżeństwo. Chyba nie polega ono na tym, żeby zmuszać żonę do kupna drugiej kołdry, bo mąż zagarnia sobie całą? Bez kitu, spanie pod osobnymi kołdrami to jak separacja... Nie znam żadnego szczęśliwego małżeństwa, które by tak robiło. Wolałabym, żeby Zbych okazał mi trochę czułości, przytulił mnie przed snem...
Próbowałam z nim porozmawiać o jego nocnych wyczynach i tej kołdrze, ale zbył to machnięciem ręki i pocałował mnie w czoło. Jego zdaniem przesadzam.
Myślicie, że on po prostu nie jest przyzwyczajony do zasypiania w jednym łóżku z kimś i potrzebuje czasu, żeby się do tych nowych warunków przyzwyczaić? Czy faceci po prostu tak mają i nie ma co liczyć na zmianę? Poradźcie coś, proszę, świeżo upieczonej mężatce... Jak to wygląda u was po latach związku?
Marcelina