"Święta to u nas co roku taka gonitwa, że nie nadążam. Na samą myśl o tych wszystkich przygotowaniach mi słabo, więc kiedy okazało się, że mogę mieć zaplanowany zabieg tuż przed świętami i prawdopodobnie będę musiała zostać w szpitalu na obserwacji w te świąteczne dni, nawet się nie zastanawiałam i od razu podjęłam decyzję, że chcę z tej możliwości skorzystać. Jestem tu sama, nie jem wigilijnych potraw, ale mam ciszę i spokój i muszę przyznać, że dawno nie miałam tak wspaniałych świąt. A mąż oczywiście rozpacza".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Spędzam Święta w szpitalu
Miałam wybór. Mogłam zapisać się na zabieg po Świętach, ale nie chciałam czekać. I to nie dlatego, że zabieg było trzeba wykonać jak najwcześniej. Spokojnie mogłam z nim poczekać.
Pomyślałam sobie jednak, że ominie mnie cała ta świąteczna gorączka. Nie znoszę tego. Wszyscy odpoczywają, a ja chodzę jak nakręcona, żeby wszystko przygotować.
A ponieważ zjeżdża się do nas na święta cała rodzina, to nie mam łatwego zadania.
Nie czekam na święta od dawna, choć jako mama przecież powinnam znów poczuć ich magię, ale jakoś mi się do nie udaje.
Może i jestem egoistką
Teściowa nazwała mnie właśnie w taki sposób. Ale ja nie mam pomocy przy dzieciach, ani pomocy w ogóle. Mam prawo czuć się zmęczona i skoro miałam okazję, by poleżeć przez kilka dni i nie robić absolutnie nic, to tak właśnie wybrałam.
Zrobiłam im wcześniej uszka i pierogi, przygotowałam krokiety, trochę mięsa i wszystko pomroziłam.
Zrobiłam też zakupy, z których mogli przygotować resztę świątecznych potraw.
A ja? Jestem po zabiegu. Leżę w sali sama i nie mam nawet wigilijnego jedzonka. Jedna z pielęgniarek przyniosła mi kawałek makowca i bardzo to doceniłam.
Włączyłam sobie świąteczny film i po prostu odpoczywam.
A mąż rozpacza
Twierdzi, że dlatego, że jestem w tych dniach sama, co mi akurat naprawdę wcale nie przeszkadza, a nawet mnie to cieszy.
Zero krzyków, zero usługiwania przy stole. Cisza i spokój. Lepszego prezentu na święta nie mogłam dostać.
Niech mąż raz poczuje, jak to jest, zająć się wszystkim samemu i jeszcze do tego dziećmi.
Trochę już za nimi tęsknię, bo to mój sens życia, ale jednak cieszę się, że nie ma w szpitalu odwiedzin.
Obawiam się jednak, że po tegorocznym maratonie, to mój mąż sam będzie kombinował, żeby w tym świątecznym czasie być w szpitalu. Oby tylko nie wpadł na taki pomysł.
Żaneta