"W tym roku zmarł mój mąż. Byłam z nim bardzo zżyta. Był moją pierwszą miłością i tak naprawdę jedyną. Był też jedynym człowiekiem, którego obecność mi nie przeszkadzała. Bo ja nie przepadam za ludźmi. Nawet za tymi, z rodziny. Żałobę też wolałam przeżywać w samotności, ale mi na to nie pozwolono. Byłam tak zmęczona tą stałą kontrolą, że bardzo chciałam, choć w Święta być sama. Wymyśliłam sobie, jak mogłabym to zrobić, bez urażenia moich dzieci i rodzeństwa. Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli i narobiłam sobie tylko biedy".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Masz historię do opowiedzenia? Prześlij ją na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ostatni czas nie był łatwy
Trudno było mi uporać się ze wszystkimi moimi emocjami. Zmarł mój mąż, z którym byłam bardzo mocno zżyta i nie ma na tym świecie nikogo innego, z kim byłabym tak blisko. Choć ma dzieci, rodzeństwo i przyjaciół.
Jestem domatorką, która dodatkowo nie przepada za kontaktem z ludźmi. Tylko obecność mojego męża mi nie przeszkadzała. Przywykłam do tego tak bardzo, że po tym gdy zmarł, czuję pustkę, ale wciąż nie mam potrzeby widywać się regularnie z kimkolwiek innym.
Dzieci mnie męczą
Córka i moi synowie nie pozwolili mi przeżywać żałoby w samotności. A ja tego właśnie potrzebowałam, ale oni kompletnie mnie nie rozumieją.
Sami uwielbiają ludzi, a drzwi w ich domach się nie zamykają, bo wciąż ktoś tam do nich zagląda.
Przez ostatnie miesiące ja też byłam częścią tego wszystkiego. Bo albo któreś z moich dzieci było u mnie (i też odwiedzali nas goście), albo ktoś zabierał mnie do siebie, gdzie również nie miałam ani chwili spokoju.
Chciałam, choć w Święta pobyć sama
Wiedziałam, że nie wystarczy tutaj moja prośba i zdecydowanie będę musiała wymyślić coś innego. Uznałam więc, że powiem dzieciom, że mam problemy z sercem i potrzebuję teraz spokoju.
To tylko uruchomiło lawinę argumentów na temat tego, dlaczego nie powinnam być teraz sama.
Córka powiedziała, że albo jadę do niej na Wigilię, albo ona gotuje wszystko i przyjeżdża do mnie z całą ferajną. Mało tego, zaplanowała mi wraz z braćmi wizyty u najlepszych, prywatnych lekarzy, bo przecież trzeba mnie teraz dokładnie przebadać.
Zaproponowała nawet hospitalizację na czas zrobienia poważniejszych badań. Rzecz w tym, że ja fizycznie czuję się doskonale. Nie mam żadnych problemów zdrowotnych, ale przecież nie mogę jej teraz o tym powiedzieć.
Chciałam mieć tylko spokojne święta, a wychodzi na to, że narobiłam sobie tylko biedy. Co teraz
Grażyna